sobota, 17 marca 2012

o przezwiskach

Ciągle mi się przytrafiają jakieś nieprawdopodobne historie i całe szczęście, że mam ten blog bo nawet jak mi nie uwierzycie to trudno ale  mnie nikt nie zwyzywa. Będzie nie o wyzwiskach tylko o przezwiskach bo pewnie prawie każdy kiedyś jakieś miał. Zwłaszcza, że wśród czytelników  jest wielu nauczycieli. Nic nie dodam, sami sobie dopowiecie. 

Będzie o moim pierwszym przezwisku. Rodzina czyta i wie o co chodzi to przecież nie będę upiększać okoliczności tylko napiszę, jak było.
Bo ja byłam zawsze mała i chuda i mnie babcia i mama oszczędzały ale pracować musiało każde dziecko i ja czasami pasłam krowę. Nie śmiejcie się, to było przyjemne zajęcie, dużo łatwiej było paść krowę niż bawić młodsze rodzeństwo!  Babcia mi krowę przyprowadzała na łąkę,  wiązała na długim łańcuchu a ja miałam kocyk, książkę do czytania i tylko pilnowałam, żeby krowa jadła. Jak się  zapatrzyła w jedno miejsce to trzeba było jej powiedzieć „skubać” i tyle. Co godzinę babcia przychodziła, krowę przewiązywała w inne miejsce i tak do wieczora. Nikt przecież nie dałby dziecku szarpać się z bydlęciem.
To było wczesną jesienią, miałam się nauczyć do szkoły hymnu polskiego. Na pamięć. Na jutro i cały, wszystkie zwrotki! Zabrałam więc zeszyt i kocyk a babcia prowadziła krowę i pytała mnie po drodze, czy zostanę sama i czy i nie będę się bać, bo to było za lasem na odludziu i dość daleko, ale znowu nie tak daleko, żeby nie słyszeć wołania. Z górki na górkę wołanie słychać na kilometr więc się nie bałam, zresztą ja się tam nigdy niczego nie bałam oprócz krowy więc kładłam kocyk poza zasięgiem łańcucha i byłam bezpieczna.   Kiedy babcia poszła, rozłożyłam zeszyt i zaczęłam śpiewać  na cały głos i prawie już umiałam,  gdy z lasu wyszedł stryk (nie poprawiać) i zdumiony spytał – dziecko, a co ty robisz?
Bo ja śpiewałam, stojąc przy tym kocyku na baczność a krowa stała naprzeciwko i też się nie ruszała, nie wiem czemu. Wcale się nie speszyłam tylko zaczęłam tłumaczyć, że pani kazała nam nauczyć się hymnu i powiedziała, że każde porządne polskie dziecko ma zachować powagę i szacunek i hymn śpiewa się na baczność. 
Stryk jest bardzo mądrym człowiekiem, docenił moje zaangażowanie i wcale się ze mnie nie śmiał. Jak wytrzymał to nie wiem. 
I tak zostałam nazwana porządnym polskim dzieckiem.
Ja Wam o swoim przezwisku powiedziałam, teraz Wy!

35 komentarzy:

  1. Ja od wieków przez całą najbliższą rodzinę byłam nazywana Małe. A dlaczego? Moje rodzeństwo było ode mnie o wieki starsze (10 i 14 lat) a ja taki rodzynek i zostało "Małe" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. o. będę pierwsza- moje przezwisko nie am ani takiej pięknej historii ani tak piekne nie było, wręcz przeciwnie- Syra- i żeby wyjaśnić, chodzi o inna nazwę nogi, wiecie, mówiło sie np. " weź te syry" - no w kazdym razie u mnie tak się mówiło.Geneza? z domu jestem Lewandowska, można powiedzieć "lewa", lewa to noga, noga to syra...no i już. Na szczęscie trwało to krótko.Przez chwile byłam tez Palestyna ( Justyna-Palestyna) więc jak widac moi koledzy tylko na zasadzie prostych skojarzeń działali, żadnej weny...finezji...
    serdeczne♥

    OdpowiedzUsuń
  3. a był jakiś skrót do tego przezwiska? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie niewygodne w codziennym uzytku ;)

      Ja tam dla matki byłam nie wiedzieć czemu Dziunia
      (Dziunia nie rusz! Dziunia zostaw! Dziunia zbijesz! No mówiłam, że tak będzie!!!),
      a potem to już dopiero amanci nadawali mi czułe Króliczki (czyżby od zębów? :D ), Księżniczki, takie tam ;)

      Usuń
  4. W przedszkolu mówili na mnie Kluska. Ponoć potrafiłam zjeść kilka małych kajzerek na śniadanie :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie powiem, nie przypominam sobie, przepraszam :)
    Mnie na poprzednim blogu też rodzina czytała, no nie cała, długo nie wytrzymałam - zmieniłam adres bloga. Jakoś tak skrępowana byłam, mimo, iż nic o nich nie pisałam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najgorsze i najboleśniejsze już w początkach podstawówki - ,,Garsija''. Ten półgłówkowaty sierżancina od Zorro. Bo kształty miałam analogiczne. A ulubione na studiach - ,,Dalton''. Z kreskówki o szeryfie i bandzie pięciu bodajże braci. Moje przezwisko od tego najmniejszego, histerycznego. Co się rzucał na glebę i tupał. Raz tak zrobiłam dla hecy i już zostało!

    OdpowiedzUsuń
  7. No i niedobrze ;-(
    Nie miałam przezwiska :-(

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja koleżanka z ławki w liceum zauważyła, że mój chłopak wygląda zupełnie jak Pan Wołodyjowski, a jego żoną była przecież Baśka, zwana pieszczotliwie Hajduczkiem. I tak zostało mi do dziś...
    Ciekawe, czy Ewa (koleżanka z ławki) też czyta Twój blog?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja byłem rudy i piegowaty i przemiłe koleżanki nazywały mnie "ryżą szczotką". Na szczęście potem trochę wyprzystojniałem i przestały się przezywać a zaczęły podrywać ;o))

    OdpowiedzUsuń
  10. Kobra. Kobra byłam. Albo niezbyt finezyjnie "Patrzałka" Od nazwiska i okularów, które nosiłam w podstawówce. Koledzy też nie byli finezyjni.

    Później razem z koleżanką z ławki byłyśmy obie : Małagosia1 Małagosia2 - od rozmiarów i imion.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja miałam warzywne przezwisko, przez całą podstawówkę i liceum. Byłam Marchewą lub Marchewką i dla koleżeństwa i dla ulubionych nauczycieli. Nie pamiętam od czego ta ksywka, bo możliwości są dwie: od nazwiska o podobnym brzmieniu, albo od pochłanianych w ogromnych ilościach marchewek. Chrupałam je również w szkole zamiast drugiego śniadania. Jak wyjechałam na studia to się skończyło, ale jest kilka osób, które do dziś tak do mnie się zwracają. Bardzo lubiłam swoje przezwisko.

    OdpowiedzUsuń
  12. U nas na podwórkach to prawie wszyscy mieli przezwiska, pseudonimy , a najczęściej mówiło się KSYWKI.
    W podstawówce to na mnie mówili Leszek chociaż Vojtek jestem. Bo nazwisko mam prawie , ze od Leszka. I do dzisiaj niektórzy myślą, że Leszek jestem a nie Vojtek.
    W liceum to raz poszło o zakład i się na łyso ostrzygłem. Co wtedy było ewenementem! I potem do końca liceum to byłem ŁYSY. Krowy tez pasałem. Ale nie na Marszałkowskiej tylko na wsi z dziećmy wiejskimi. Na wakacjach:)
    Pozdrawiam Vojtek, Leszek i Łysy

    OdpowiedzUsuń
  13. A to ja nie miałam nigdy żadnego przezwiska. nie wiem czemu. Od imienia nie bardzo jest co zrobić, od nazwiska to już w ogóle. I tak jakoś sobie żyję. Nawet nie wiem czy się z tego cieszę czy nie :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja miałam przezwisko od dużych ust, brzydkie niestety bardzo go nie lubiłam ,za to teraz nie muszę ust powiększać różnymi botoksami jak niektóre moje koleżanki. A mój syn ma ksywę Dymek nawet, ja tak na niego mówię.Początkowo tłumaczył się, że ma przezwisko od ulubionego bramkarza,ale okazało się że to z powodu palenia fajek :( Renia

    OdpowiedzUsuń
  15. w przedszkolu mówili na mnie "doniczka", to od nazwiska, a w podstawówce zyskałam wdzięczną ksywkę "kostusia",zgadnijcie dlaczego....

    OdpowiedzUsuń
  16. A mnie nie wiadomo czemu przezywano po nazwisku, po prostu byłam C... i już. Może dlatego że nazwisko bardzo rzadkie miałam i w promieniu 300 km nikt nię tak nie nazywał.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jako że w dzieciństwie nosiłem okulary pierwsze przezwisko było zezol od zeza chyba a że nie podobało mi się ono rzucałem w oponentów kamieniami a przez moja przypadłość zazwyczaj trafiałem w szkołę zamiast w cel wiec 2 gie było bojowy. Od nazwiska Krasnal chała bała. i na tym poprzestańmy:x

    OdpowiedzUsuń
  18. Myślę i myślę od wczoraj, ale nic mi do głowy nie przychodzi:-( Może tylko, że Pyza byłam, czego serdecznie nie cierpiałam, ale cóż... byłam, jestem i będę Pyzą:-))To eis chyba nie zmieni - za bardzo lubię gotować:-)

    OdpowiedzUsuń
  19. W podstawówce koleżanki przezywały mnie Chinka, bo małe oczy miałam... a raczej mam ;) strasznie się wtedy denerwowałam. Trudno wtedy było mi wytłumaczyć, że Chinki mają skośne oczy, a ja mam TYLKO małe ;( Każda miała jakieś fajną ksywę, a ja Chinka... Ale po pewnym czasie zaczęłam się interesować kulturą Azjatycką i chociaż nie spotykam już tamtych osób, to w obecnej klasie aby padnie słowo na lekcji Japonia, Korea lub Azja każdy się odwraca do mnie ;D
    No i lubię upominać innych, ponieważ większość osób nie odróżnia Japonii od Korei, a to naprawdę jest syzyfowa praca bo i tak nie mogą tego ogarnąć ;)

    Pozdrawiam

    Małolata

    OdpowiedzUsuń
  20. ja chyba nie mam przezwiska. ale za to tez krowy pasłam ale do czasu jak spotkałam chłopaka ze szkoły , który okropnie mi sie podobał. Jak na złość krowa zaczęła sikac a byk pił jej mocz wywijając warge, gdy własnie zaczelismy flirtowac. Więcej do mnie nie podszeł nawet :DD

    OdpowiedzUsuń
  21. oczywsićie ten chłopak nie podszedł, nie byk ;)
    no i skłamałam
    mam przecież przezwisko RZaba!!
    mąz tylko tak do mnie mówi, nie mam pojęcia dlaczego :))

    OdpowiedzUsuń
  22. Red Sonia wzięło się od Czerwonej Soni (oryginalnie Red Sonja) postaci stworzonej przez autora Conana - Roberta E. Howarda. Kiedy ta ksywka powstawała łączył nas kolor włosów i trochę zadziorny i niepokorny charakter. Aktualnie z moich rudych włośów pozostało wspomnienie ale red_sonia została na zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Dzięki! ale się uśmiałam, do łez:)Porządne Polskie Dziecko-ale to uroczy obrazek-stojąca dziewczynka pasąca krówke na łące,śpiewająca hymn.Brak tylko krasnoludków... bo teraz to dzieci krówkę znają tylko z bajek:)
    korek

    OdpowiedzUsuń
  24. Moje pierwsze przezwisko podstawówkowe to Lady Banitka:) Wcześniejszych nie pamiętam.Ps.A wiesz Klarciu , że i ja krowę pasałam małym dziecięciem będąc? Moi dziadkowie krowy i konie hodowali, bydlątka i drób to coś co nierozerwalnie wiąże się z moim dzieciństwem.Ja nawet miałam ukochaną krowę, łaciata Mućkę, którą pasałam pasjami:) Najbardziej lubiłam przytulać się do jej boku kiedy leżała na łące.To była pełna symbioza, ona dawała mi oparcie dla pleców i cień swoim cielskiem ,a ja by się odwdzięczyć wielką gałęzią opędzałam ją od much:)

    OdpowiedzUsuń
  25. W czwartej klasie szkoły podst.zmieniłam szkołe i byłm przez jakis czas "Nowa" .później KACZKA (wcale nie od nazwiska).Wtłukłam chłopcu który mnie tak przezywał i przestali i inni mnie tak nazywać bo poszła fama się się bije i to ostro.Tak mi się wydaje że to od chodzenia takiego na boki- takiego kołysania.A tera to mi przyszło na myśl że w pracy mówią gruba bo mam nadwagę
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. A ja nie miałam żadnego znaczącego przezwiska, jedno takie zniekształcające w sposób wredny moje nazwisko, ale jakoś nie bardzo lubię to wspominać. :)
    Miłego tygodnia Klarko!

    OdpowiedzUsuń
  27. Jako że zawsze byłam mała i chuda (co do dziś mi została) na przekór nazwano mnie GRUBA. Zabawne to było gdy szłam przez korytarz w szkole, ktoś krzyczał "Gruba!!!" i to właśnie ja się odwracałam. Obecnie w pracy przezywają mnie moskitiera :)

    OdpowiedzUsuń
  28. W domu byłam Nuuta....bo ciągle wyłam.

    Rodzina dalsza wołała na mnie Antek ( mama się strasznie wściekała, że przecież ma córkę). Śmiesznie się zrobilo, gdy zaczęłam spotykać się z teraźniejszym mężem bo reagowaliśmy na to samo zawołanie.

    Jak Mamusia coś chciała, to byłam Zuzia (jak każda z nas, więc w sumie w domu były trzy Zuzie).

    No był jeszcze anonimowy alkoholik i niestety cyckonosz ( nie wiem czemy bo wogóle to nieadekwatne). Te niestety nie były przyjemne.

    OdpowiedzUsuń
  29. Pani Klarko,
    sapnęłam z radości, jak przeczytałam o tej krowie słuchającej hymnu, ale jak przeczytałam to Mamie, to Mama poległa całkowicie - leży i rży! :D

    I kazała napisać, że też jej się kazali uczyć śpiewać różne piosenki, na przykład w 5. albo 6. klasie uczyła się Międzynarodówkę śpiewać... w kibelku :D

    Ściskamy ze zDolnego Śląska! :)))

    OdpowiedzUsuń
  30. Pyza-kluseczka śląska. Choć ze Śląskiem-poza emigrantami znajomymi-niewiele wspólnego. I do dzis nie dopatrzyłam się podobieństw. Chyba ze rymujemy.

    IzaR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "takim" pasterskie trybie wkulam rodzaje działalności gosp. i dystrybucji. Więc "dziel i rządź". Albo odwrotnie.
      PS. Zwierzętom-nie salutuje.

      Usuń
  31. Ja mialam dwie ksywy, jedna bylam przykra a jedna kochana i mila. Przykra to "Kicaj" od nazwiska,ale tylko w podstawowce ( dzieki za to), natomiast ta mila to "Ania z Zielonego Wzgorza",tak nazywal mnie moj Tatko. Po przeczytaniu tej ksiazki polecil mi ja i stwierdzil,ze mam wiele z Ania wspolnego...i mialam ! Taty juz nie ma,ale cudowne wspomnienie zostalo na zawsze...
    Serdecznosci sle !

    OdpowiedzUsuń
  32. No nie, spłakałam się po raz drugi! I doprawdy nie wiem, jak stryk zdołał utrzymać powagę... Fajnie, że przypomniałaś tę historię.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz