poniedziałek, 6 lutego 2012

jest o czym opowiadać

Bożeny się wszyscy bali bo jak wrzasnęła, jak zaklęła, to nie wiadomo było, czy nie zdzieli szmatą przez plecy. Podejrzewali, że niejednego zdzieliła, ale kto się przyzna? Miała wprawę, bo chłop pijak a też się jej bał, raz czy dwa jak się postawił to złapała z kuchni garnek z gorącą zupą  chciała na niego chlusnąć,  wiadomo czy taka rozdarta baba chluśnie czy nie? Bał się i więcej się nie stawiał. Potem mówiła w pracy, że na pewno by nie wylała porządnej zupy na pijanego głupka, jeszcze czego,  oskrobała się marchwi, nakroiła kapusty, pilnowała boczku, żeby nie spalić to przecież tyle dobra by nie zmarnowała. Ale gdyby pod ręką był czajnik z wodą to by się nie zastanawiała. 

Z pijakiem życie łatwe nie jest, nie mogła na niego liczyć nigdy ale nie rozwodzili się, mieszkali w jednym domu, dzieci rosły i one z ojcem też się nie liczyły. Bardziej polegały na Tadeuszu, kochanku Bożeny, który pomagał im od czasu do czasu. A to zapłacił za wycieczkę, a to kupił telewizor czy  dał na prawo jazdy. Układ był bardzo dziwny ale po paru latach wszyscy się jakoś do tego przyzwyczaili.
Bożena wyjeżdżała z kochankiem na kilkudniowe wypady w góry i nad morze, opowiadała o tym w pracy bez skrępowania. Co to były za imprezy, co oni wtedy wyczyniali, jak się bawili! Tadeuszowi też odpowiadał taki układ – seks bez zobowiązań, wspólne wyjazdy, zabawa i rozrywka. Tak to trwało wiele lat, aż Bożena się rozchorowała. Największym ciosem było dla niej odejście Tadeusza, któremu chora starzejąca się kochanka nie była już potrzebna.  Wyszła z choroby i mówi – nie żałuję tego życia, co użyłam, to moje, a ty, Marysiu, co w swym życiu użyłaś? Nic, tylko praca, dom, dzieci, i już niedługo obydwie będziemy na emeryturze, i co będziemy wspominać na stare lata?

Marysia rzeczywiście nie ma czego wspominać, praca na zmiany z kilkumiesięcznymi przerwami na urlopy macierzyńskie, budowa domu, harówka na gospodarstwie, oszczędzanie, żeby wykształcić dzieci. Wspomina dwudziestą piątą rocznicę ślubu, dostała wtedy od męża komplet – srebrne kolczyki i naszyjnik do kompletu, jej pierwsza w życiu biżuteria. Wspomina zaproszenie do szkoły na zakończenie roku. Dostała wtedy list pochwalny za sukcesy Bliźniąt, a przecież to Bliźnięta kończyły szkołę i to ich zasługa, że najlepiej, no bo czyja? Marysia nie miała czasu z nimi siedzieć, same z siebie takie zdolne. Tak mówi, a szczęście ją wtedy rozpierało i nawet nie kryła łez wzruszenia.

Wspomina babcię i ciocię, które dożyły pięknego wieku w domu i choć ludzie kiwali głowami mówiąc, że Marysia za dużo na siebie bierze i powinna je oddać, to Marysia nie dała sobie powiedzieć co powinna, bo człowieka się nie oddaje jak się zepsuje albo mu się kończy data ważności.
Zobacz, tu, w tym miejscu, zaraz za gankiem na tym trawniku Bliźnięta uczyły się chodzić. Pamiętam jak dziś – stawiały dwa-trzy kroczki i bęc na pupę, a Dorotka, starsza o trzy lata od nich, dała Sabince kawałek jabłka. I tak się kokosiły aż Sabinka zakrztusiła się i ja wówczas złapałam ją i nie zastanawiając się wytrzepałam z niej to jabłko. Nigdy w życiu nie zapomnę tego strachu i tej ulgi potem, jak złapała oddech. Jaka byłam wtedy szczęśliwa.

No, Marysiu, to masz co wspominać na stare lata!

17 komentarzy:

  1. No,bo wszystkie MARYŚKI takie są właśnie i do tego jeszcze....skromne.Pozdrawiam.maria I

    OdpowiedzUsuń
  2. i zdaje mi się, że Marysia ma więcej powodów do dumy, niż Bożenka. Dlaczego? a no bo mężów można mieć kilku, niby, a i to nigdy nie wiesz na jakiego trafisz, a dzieci no cóż, ma się jedne i od Ciebie zależy, czy i jak je wychowasz....
    dobrze gądam? :)
    Lipton_R

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Się zagadzam w 100% :) Chociaż mam nadzieję że jednak będę z moim mężem aż do końca życia :)

      Usuń
    2. Lipton, w sumie to ja chciałabym jednak mieć coś więcej, nie umiem się tak całkiem oddać w służbę czy to dzieciom, czy kochankom, realizuję swoje plany i już teraz żałuję, że żyłam dość zachowawczo, choć usprawiedliwiam się szczęśliwym i bezpiecznym życiem bez większych poświęceń i porywów. Tylko nie pamiętałam o czasie, życie jednak ucieka zdumiewająco szybko i już na wiele jest za późno.

      Usuń
    3. Ja mam jeszcze czas popełniać błędy ;) poki co opiekuję się dzieckiem, pracuję, czytam Twoje blogi (oba ;) i cieszę się życiem.

      Usuń
    4. a po co miałabyś popełniać błędy? ciesz się szczęściem i mów o tym, tak rzadko ludzie przyznają się do szczęścia;)

      Usuń
  3. Każda pliszka swój ogon chwali :-)

    Każda z nich przeżyła życie po swojemu
    i jeżeli każda zadowolona,
    to nie widzę żadnego problemu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czym dla kogo jest szczęście to sprawa zupełnie indywidualna. Ja nie jestem Marysią, nigdy nie byłam i nie będę. Pomiędzy Marysią a Bożeną jest miejsce na milion historii, moja gdzieś tam też jest.

    OdpowiedzUsuń
  5. jedna i druga zwyczajnie chcialy byc szczesliwe...a draniem okazal sie Tadeusz

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy jest inny, każdy ma prawo żyć "po swojemu" i dla każdego dobre jest co innego :) ja raczej jestem podobna do Marysi, czekam na opcję spełniania się w macierzyństwie :) (może już niedługo). Ale znam kobiety takie jak Bożenka, też są szczęśliwe, na swój sposób, a przynajmniej tak mówią, a mi ciężko w to uwierzyć.
    Pozdrowienia z deszczowej Anglii :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z Socjo. Ile ludzi tyle różnych historii życia. Wszystkie są indiwidualne, każda historia inna... Każdy człowiek ma swoje własne doświadczenia, przejścia, momenty i wspomnienia, jeśli ich nie żałuje to wszystko jest okay. Najważniejsze jest nie narzucać innym swojego życia :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Dwie skrajne postawy, dość przejaskrawione. Owszem, tak się zdarza, ale najczęściej w życiu jest coś pomiędzy. Ani zbyt wielkie poświęcenie, ani udręka ze strony męża pijaka. Ot, po prostu szare życie, od czasu do czasu jakieś drobne przyjemności, dzieci jak to dzieci - jedne wymagają mniej uwagi (nazywa się je grzecznymi dziećmi), a inne więcej (to te niby niegrzeczne), czasem ciągłej opieki (tzw. trudne przypadki). Cóż, jednym się poszczęściło, a innym nie, jednak każdy stara się być szczęśliwy. Jeżeli dzieci dają satysfakcję, to mamy postawę Marysi. Bożena potrzebowała czegoś innego, a może nie była w stanie przewidzieć konsekwencji swoich czynów. Chodzi mi o wpływ jej postawy na wychowanie dzieci. Jej dzieci to zapamiętają i być może powielą takie zachowanie w swoim dorosłym życiu.
    Nie chcę moralizować, bo jak historia nas uczy, zdrada w małżeństwie jest tak stara jak historia człowieka. Chcę tylko zwrócić uwagę, że mnie, jako mężczyźnie, nigdy by do głowy nie przyszło, aby o takim związku opowiadać, nie mówiąc o afiszowaniu się nim. Tego typu przypadki, które znam najczęściej wiążą się z chwilami słabości - kłopoty i nieporozumienia w domu plus bardziej lub mniej przypadkowe spotkanie z kolegą/koleżanką sprzed lat, która/który potrafi wysłuchać i doradzić. Najczęściej po jakimś czasie to mija i wszystko wraca do normy, a zbłąkani do rodziny (często zawiedzeni i rozczarowani). Ale... bywa, że jednak w takim nieformalnym związku coś zaiskrzy. Wtedy gdy jeden z tych partnerów jest zbyt zaborczy, to prowadzi najczęściej do jakiejś tragedii. Wtedy popełniane są karygodne błędy i romans wychodzi na jaw.
    Znam natomiast przypadek takiego romansu trwającego .... długo. Dotyczyło to małżeństwa (on ok.70, ona ok.65). Funkcjonowali sobie spokojnie razem prowadząc normalne życie towarzyskie, choć jakichś szczególnych oznak czułości między nimi nie obserwowano). Okazało się, że on ma kochankę od ok. 20 lat. Niezamężną kobietę, młodszą od niego o 20 lat. W domu występuję jako przyjaciółka domu oficjalnie pomagając mu przy korespondencji i innych sprawach typu biurowego. Obserwując ich widać, że się świetnie rozumieją. Kiedyś wyjeżdżali na kilkudniowe wyjazdy, teraz mniej, ale ciągle na siebie mogą liczyć choć zdrowie już nie to co kiedyś.
    A żona? Oficjalnie o niczym nie wie, albo ma kochanka.
    Nie jest prosto rozstawać się po tylu latach.

    Skąd o tym wiem? Jest to w ich środowisku tajemnicą poliszynela.

    ALEF

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pewno będzie...:):) Zbieram kierki albo sprawdzam dalej...polubiłem tego brydża.
    MiauKotka

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze jest co wspominać :)) Byle by tylko się skupiać na tym, co dobre!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie pamietam, kto to powiedzial, ze "panstwo to przemoc", ale coraz czesciej zaczynam mu przyznawac racje:)

    A swoja droga, w ameryckich urzedach tez nie bardzo zalatwisz od reki, za to z usmiechem i wyjasnieniami. Tutaj biurwa jest juz przezytkiem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Cóż, kiedy wspomnienia wspomnieniom nierówne.
    A z innego końca rzecz ujmując, cóż warte wspominanie tego, co przeminęło. Czyli okazało się bezwartościowe. Jak na ten przykład amory tego pożal się Boże kochanka.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz