środa, 22 lutego 2012

żegnaj Piotrusiu

Dotychczas nikt nie zadał pytania, dlaczego Krysia i Rysiu nie mają dzieci. Bardzo to dobrze świadczy o czytelnikach, raz tylko napisałam – „dzieci nie mają, tak wyszło” – i to musiało Wam wystarczyć.
Był to czas, gdy w aptece nie było testów ciążowych a o ciąży mówiło się rodzinie dopiero koło trzeciego miesiąca. Krysia powiedziała Ryśkowi wcześniej, choć u lekarza nie była to przecież czuła swój odmienny stan. Rysiek był uszczęśliwiony ale i wystraszony. Niby nie miał się czym martwić, Krysia była zdrową kobietą, dbała o siebie i przecież ciąża to nie choroba, a jednak się bał. Słyszał kiedyś opowieść, że przy porodzie kobieta może umrzeć, to niech nikt nie mówi, że ciąża to nic takiego!
Wszystko było dobrze, wyniki badań prawidłowe, Krysia nie miała humorów i kaprysów, przeciwnie, promieniała tym charakterystycznym blaskiem szczęśliwych matek i  gromadziła powolutku wyprawkę.
W dziewiętnastym tygodniu ciąży z silnym krwotokiem trafiła do szpitala i niewiele brakowało, a umarłaby. Leżała nieprzytomna a Rysiek szalał. Nie tylko z rozpaczy. Rysiek szalał z wściekłości, bo chciał godnie pochować swoje dziecko, a nikt mu jego dziecka nie chciał wydać. Lekarz powiedział mu wprost – tego panu nikt nie pochowa! „Tego” czyli płodu, odpadu medycznego? I dodał jeszcze, że nawet nie wie, jak mu „to” ma dać,  w słoiku?
Nie było i nie ma w naszym kraju sklepów z bronią i całe szczęście, bo Rysiek był wówczas gotów zastrzelić nie tylko tego lekarza. Księdza, który nie chciał się zgodzić na pochówek dziecka  w rodzinnym grobie również by zastrzelił. Zamiast broni  miał inne argumenty – oszczędności.  Na oddział, gdzie leżała Krysia, nawet nie wchodził bez prezentów dla położnych i bez kopert dla lekarza.
W pewne mroczne popołudnie ksiądz, przekonany kopertą pokropił na progu kaplicy maleńką białą trumienkę a grabarz pochował ją w rodzinnym grobie.
Kiedy Krysia wróciła do domu, rodzina nie wiedziała, jak się zachować. Bo Krysia była dziwna. Siedziała przy stole, a po chwili od niego wstawała, zaglądała do pokoju przez uchylone drzwi, mówiła ciszej, uciszała też innych. Dużo spała, mało jadła. Nasłuchiwała, szukała, była jak nieobecna. 
W pewien dzień Rysiek zabrał żonę na cmentarz. Na rodzinnym grobie przymocowana była tabliczka. Na tabliczce napis – Piotruś. Nic więcej. Zapalili znicze, płakali długo a potem pożegnali się z Piotrusiem, wrócili do domu i jeszcze przez wiele miesięcy byli w żałobie, choć każdy kolejny dzień stawał się łatwiejszym do przeżycia.

32 komentarze:

  1. Klarka, nie pisz takich smutnych rzeczy.
    Nie zimą,
    Ika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. od takich tematów miałam tamten blog, teraz czasem chcę napisać tutaj, przemilczanie nic nie da, nie ma dobrego czasu na umieranie, na łzy, nie ma. Napisałam zaledwie dotykając tematu, wiedząc, jak może zaboleć. To tylko opowiadanie, ale myślę, że wielu ludzi jeszcze kilkanaście lat temu borykało się z takim właśnie problemem, obojętność, zdziwienie lub okrutne słowa - nic się nie stało, jesteście młodzi, jeszcze nieraz..

      Usuń
    2. Jesteś mądra, Klarko. Czytam twój blog, żeby nie zapomnieć co jest normalne, co jest dobre, bo w świecie który nas otacza to się coraz ciężej połapać.
      Dziękuję.

      Usuń
  2. A moze jeszcze będa mieli dzidziusia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam te komentarze i tak mi troche głupio z powodu mojego komentarza- bo ja tylko wyraziłam nadzieję, ze może w życiu Krysi i Rysia pojawi się jeszcze nadzieja i dzieciątko, co nie znaczy że temat potraktowałam lekko.

      To pewnie opowiadanie ale tysiace takich przypadków dzieję sie naprawdę.
      W ubiegłym roku kiedy byłam w ciąży moja przyjaciółka również spodziewała się dziecka, ale niestety jej dzieciątko zmarło,(koszmar jak sie cieszyc ze swojego stanu jeśli najbliższa ci osoba właśnie straciła to o czym marzyła od dawna i jak ona miała znosic moja ciąze myśląc ciagle o swojej stracie) a ze było to w początkowch tygodniach ciaży nie mogła zrobić swojemu maleństwu pogrzebu, nie ma więc swojego grobu. Musiała podpisać zgode na kremację, nie wiedziała nawet swojego dzieciątka.
      Nie wiem jak to jest w przepisach ale chyba przed 20 tygodniem ciąży ksieza nie chcą zrobic pogrzebu. Nie potrafie tego zrozumieć bo jesli od poczęcia należy bronić dziecka bo to maleńki człowiek to czemu odmawiać mu prawa do pochówku, przeciez to ten sam człowiek?

      Usuń
    2. Stokrotko - Krysia i Rysiu to postaci całkowicie wymyślone, są wyłącznie na blogach a że czytelnicy ich polubili, wracam do nich od czasu do czasu. Nie masz się absolutnie czym przejmować. Opisana sytuacja dotknęła wielu ludzi, nie jest wymyślona, ale trudno o niej i pisać, i mówić, a bardzo niewielu z nas znajduje słowa pociechy, ja nie umiem nikogo pocieszać, czasem siedzę i milczę bo żadne słowa nie wyrażą tego, co chciałabym powiedzieć. Człowiek chce dobrze a wychodzi różnie, pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
    3. Ja też ich bardzo polibiłam dlatego wyraziłam takie nadzieje;)
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  3. Klarko,
    Masz ogromny dar wzbudzania takich emocji, że czasem serce ma ochotę rozpaść się na kawałki.
    Przypomniało mi to artykuł, ostatnio napisany w Wysokich Obcasach o "płodziku".
    Dobrze, że im chociaż udało się pochować dziecko.
    A ksiądz - niby tak broni życia poczętego, a potem to życie niegodne jest nawet, żeby zostało pochowane?! Tego chyba najbardziej nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. iw - na szczęście to już się zmieniło, bodajże od 2006 roku jest ustawa, która pozwala na godny pochowek, na pożegnanie, ale wcześniej to był dramat.

      Usuń
    2. Ale zszokowany rodzic ma czasem utrudniony dostęp do tej informacji... Lekarze nie informują, gdzies na któryms korytarzu można znaleźć karteczkę...
      A przecież nie uczymy się przepisów na kazdy wypadek, bo może nas coś kiedyś dotknie.

      Usuń
  4. Rysiek dziś umrze więc Temat jest a propos.A temat by pasował "Czarny Piotruś"a o lekarzach i księżach nic nie napisze.Bo mam kaca po śledziku i nic konstruktywnego nie chce mi do łba wejść,możne później.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo smutna ale piękna notka. Piszesz po prostu niesamowite rzeczy. Cieszę się że nie unikasz trudnych tematów, w końcu życie nie jest tylko różowe, jest cud narodzin ale niestety też żal po śmierci - a zwłaszcza takiej. Na szczęście czasy też się zmieniły i nawet swoje bardzo malutkie dziecko można godnie pochować, pożegnać a później odwiedzać grobik. Wzruszyłaś mnie bardzo :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Klarko, to nie ..."tylko opowiadanie"..., to realia. Wiem coś o tym., tylko nie z takim zakończeniem, można by powiedzieć "pozytywnym" :(:(:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Skąd ja to znam, tyle tylko że ja nie Krysia. Wszystko inne się zgadza...

    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
  8. I cóż można napisać...? :(

    OdpowiedzUsuń
  9. przeczytałam i smutno... chociaż jak czasem czytam artykuły w Wysokich Obcasach, wiem że nie da się przemilczeć... i nie powinno się. Dobrze że o tym piszesz, mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy byłam jeszcze bardziej młodociana, niż jestem teraz, uwielbiałam spacerować z koleżanką po cmentarzu, a mieszkam niedaleko Cmentarza Osobowickiego, chyba największego albo drugiego w kolejności w moim mieście. Któregoś dnia zupełnie przypadkowo trafiłyśmy na kilkanaście alejek, na których stoją tylko małe, zupełnie malutkie nagrobki obłożone pluszowymi zabawkami... Na każdym jest inne imię - Ania, Marcinek, Krzysiu, Zosieńka, na większości palą się kolorowe znicze...

    Chciałyśmy później wrócić w to miejsce, ale nie mogłyśmy go znaleźć. I dwa lata temu, przed 1 listopada, trafiłam - znów przypadkiem i znów nie wiem, jak tam dojść. Najsmutniejsze alejki na cmentarzu...


    Nie można przemilczać tematu poronienia, straty dzieciątka, kiedy jest jeszcze tak malutkie, że samo nie przeżyłoby na tym świecie. Potężnym ciosem w te pozbawione wrażliwości i podstawowych, ludzkich odruchów ryje karałabym lekarzy i pielęgniarki, którzy zrozpaczonej matce wiadomość o śmierci jej dziecka przekazują przy pomocy suchych, takich właśnie, jak opisane wyżej słów...

    OdpowiedzUsuń
  11. ta historia nie brzmi jak literacka fikcja bo ja taką historię niestety przeżyłam i choć już mniej to przeżywam wciąż... :( Więc tym razem zamiast uśmiechu będzie smutek i żal, że Piotruś (nie ważne jak dzieciątko miało się nazywać) nie przyszedł na świat uszczęśliwiać dorosłych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta historia przypomina mi historię mojej cioci. I też miała na imię Krystyna, i też była w ciąży, i też straciła dziecko, i też to był chłopiec i miał na imię Piotruś. Zmarł w trzeciej dobie od narodzin... Było to ponad trzydzieści lat temu...

      Usuń
  12. wzruszajaca historia

    OdpowiedzUsuń
  13. Poronienie boli całe życie-liczy się ile dziecko miałoby aktualnie lat,marzy się, jakie by było.Na szczęście-zupełnie inaczej teraz wszystko inaczej wygląda,przekazywanie informacji,pochówek,a jeśli nie inaczej,to trzeba nie pieniędzmi załatwiać tylko zrobić awanturę,bo to rodzice mają zagwaruntowane ,a dziecku po prostu to się należy.maria I

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo smutne:(

    OdpowiedzUsuń
  15. Klarko popłakałam się czytając dziś Twoje słowa....

    OdpowiedzUsuń
  16. A tak cenne ponoć życie ,,poczęte''...

    OdpowiedzUsuń
  17. nic mnie bardziej nie wyprowadzalo z rownowagi jak pytania a kiedy dziecko - no rzesz k!!!
    dla mnie to poprostu szczyt hamstwa zadawac takie pytanie - serio - dopuki nie zaczelismy sie starac o dziecko mialam sile zeby takie pytania zbywac ale potem - kiedy czlowie zaczyna sie zastanawiac a co jesli sie nie uda - bede musiala do konca zycia odpowiadac na takie pytania
    najbardziej mnie denerwowaly takie pytania od innych "mlodych rodzicow" - co to zemsta? przeciez sami przed chwila przez to przechodzili i teraz nagle sa po drugiej stronie i maja prawo sie odegrac na innych

    najsmieszniejsze jest to ze naiwnie sadzilam ze to sie skonczy jak juz wrescie sie uda - wiesz o co pytali ludzie jak przyszli zobaczyc pieroszy raz klarke? - "kiedy nastepne"!

    OdpowiedzUsuń
  18. Westchnę tylko, moja córka miałaby dziś 28 lat.

    OdpowiedzUsuń
  19. smutaśne, a całkiem na wieczór, aż się kręcą pod powieką.

    OdpowiedzUsuń
  20. może jeszcze dodam, że 1 listopada z mężem już nie pamiętam od kiedy zapalamy świeczkę na opuszczonym maleńkim grobie, zawsze jest jakiś pusty zaniedbany... mówiąc szczerze obok są ludzie, ustrojone groby... przez te wszystkie lata nie zauważyłam by inni czynili podobnie, jest to strasznie smutne, ale to już taka moja "tradycja" o której pamiętam i która mnie boli... dobrze mi z tym mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie do końca się to zmieniło, lekarze nadal traktują to jako nic nie znaczący epizod zdarzający sie w ich pracy nie zważając na uczucia niedoszłej mamy.
    26 października 2007 uslyszalam od jednego "pierwsze koty za płoty..." myslałam że mu wydrapię oczy :(
    Do tej pory zastanawiam się co stało sie moim dzieckiem i za każdym razem boli tak strasznie jak ponad 4 lata temu pozdrawiam carlla

    OdpowiedzUsuń
  22. A właśnie, że pisz te smutne rzeczy! Teraz jak najbardziej dają w słoikach.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz