niedziela, 22 stycznia 2012

w szkole


Miało być o drodze powrotnej, ale przecież nie mogę pominąć tych kilku godzin między „tam i z powrotem”.
Nie napiszę teraz o budynku i jego funkcjonalności bo to się przez osiem lat bardzo zmieniało. Napiszę o dziecku, które nie poradziło sobie wśród innych dzieci.
Wieś była spora i dzieci dużo, mój rocznik został podzielony na klasę „a” i „b”. Chodziłam do „a”, gdzie chodzili uczniowie z uboższych rodzin. Nie wiem, kto zarządził taki właśnie podział ale tak było. Między klasami panowała nienawiść, wychowawczynie również się nie lubiły. Byłam grzeczną uczennicą, nosiłam na fartuszku odznakę „wzorowy uczeń”, siedziałam w ławce z uczniami, którzy uczyli się gorzej, trzeba im było pomagać i ta forma pomocy się sprawdzała. Biedniejsi uczniowie uczyli się gorzej bo często opuszczali zajęcia pracując w domu lub u bogatszych gospodarzy za dług matki, parę groszy lub koszyk ziemniaków, nie miał im kto pomagać w nauce, nie mieli podręczników i ćwiczeń.   Ja byłam po prostu może odrobinę zdolniejsza i tyle, poza tym niczym się nie różniliśmy.
Jakoś sobie radziliśmy w tej „a” aż do szóstej klasy, kiedy wdrożono kolejny pomysł. Z tych dwóch klas powybierano uczniów i stworzono dwie klasy – w jednej byli sami dobrzy uczniowie a w drugiej uczący się gorzej. To był dramat. Z mojej klasy odeszło 70% uczniów i zostali przeniesieni do „b”. Straciłam ulubione koleżanki, przyszły za to dzieci, które wyśmiewały się z nas przez 6 lat jak więc mieliśmy się zintegrować? Nawet nie chcieli z nami siedzieć w ławkach mówiąc, że mamy wszy. Przyszła grupa dziewczyn, które trzymały się razem i były najważniejsze w szkole, były intrygi, plotki, pomówienia i to wszystko przenosiło się w świat dorosłych. W siódmej i ósmej klasie uczestniczyłam w wielu konkursach i olimpiadach. Wspominam ten czas jako ogromny stres, ucząca mnie wówczas polonistka była dla mnie autorytetem i wsparciem, były sukcesy ale więcej było wyśmiewania i poniżania ze strony dzieci. Do  dziś mam takie wspomnienie – apel szkolny, dyrektor wręczający mi dyplom, jakieś albumy i płyty i śmiech koleżanek, bo po co mi płyty jak w domu nie mam adapteru! 
Następny kawałek już będzie weselszy bo droga ze szkoły była pełna przygód, niczym prawie nie ograniczona, zajmowała nam nieraz dwie  godziny i tylko głód nas wreszcie zaganiał do domu.


18 komentarzy:

  1. Prawie jakbym czytała o sobie... Tylko u nas były takie wewnątrzklasowe "grupy a i b", bo szkoła była mała. Ale wiele z tego o czym piszesz - tutaj i w innych notkach - to jakby mój czas i warunki...

    Dużo zostało też tych miłych wspomnień, koleżeństwa nie podszytego lizusostwem, ciężkiej pracy, która wcale nie przeszkadzała cieszyć się życiem, błota, deszczu i śniegu, których pokonywanie dziś wspomina się z uśmiechem, wspólne wyprawy do lasu po żabę, ślimaka czy liście na lekcje biologii, umawianie się na wykopki i sadzenie ziemniaków... Dzisiejsze dzieciaki z nowoczesnymi komórkami chyba są mimo wszystko o wiele uboższe...
    A wredni - cóż, zawsze byli i nadal są. Ważne, żeby się nie dać stłamsić - ja już z perspektywy czasu widząc życiowe "kariery" tych osób z mojej dawnej klasy nie zamieniłabym się z nimi za żadną cenę. I to nie chodzi o moją złośliwą satysfakcję, piszę ten komentarz dla tych którzy może są młodsi i też mają - tak jak my kiedyś - problem z takimi "koleżankami".
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nawet nie wiem, jak im się wiedzie, wyjechałam dość wcześnie, a poza tym - przecież to byłoby z mej strony co najmniej głupie rozpamiętywać i mieć żal o coś, co się działo prawie czterdzieści lat temu, było, minęło, świat się nie skończył na dzieciństwie i nieraz pisałam - człowiek ma swój rozum i nie ma co się zasłaniać przeszłością, raczej czerpać z dobrych doświadczeń i się nie oglądać.

      Usuń
  2. A, też byliśmy sadzani w ławkach - "dobry" ze słabszym i trzeba było kolegom czytać czytanki szeptem, bo nie nadążali sylabizowac w czasie lekcji... czasem się buntowało :) Potem najsłabsi zostali przeniesieni do specjalnej szkoły i do dziś miejscowość , w której ona była ma wymowę... obraźliwą... ;)
    Podręczniki i ćwiczenia na szczęście były w szkole - po starszych rocznikach i jak ktoś nie miał, to dostawał, tyle, że cokolwiek zużyte :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co się tam dzieje z onetem? Raz klikam to "blog o podanym adresie nie istnieje", potem się pojawia,ale "lista postów pusta"... I już mam głupie mysli, ale przecież nie po to byś startowała w konkursie, by się teraz łamać... no nie?
      Znów jakieś awarie?

      Usuń
    2. Oni mają awarię chyba od miesiąca, opublikowanie czegokolwiek graniczy z cudem, blog znika, posty znikają, nie można dodawać komentarzy, jak mam coś tam opublikować to dostaję wścieklizny

      Usuń
    3. z tej "b" klasy też kilkoro uczniów kończyło podstawówkę wieczorowo, myślę, że ten eksperyment był nielegalny bo nigdy już potem w tej szkole tak nie było, jak wyszłam to chodziły jeszcze przez kilka lat moje dwie siostry ale było inaczej, nie wiem, czy lepiej.

      Usuń
  3. Oj, jestem ciekaw tych powrotów. Gdy wspominam swoje .... to jest co wspominać ;o))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Moja podstawówka też była drogą przez mękę i chociaż nikt nie wyszydzał mnie za brak pieniędzy, to za wszystko inne - jak najbardziej. Dzieci są wredne, okrutne i przykro mi, że na przestrzeni lat wcale się to nie zmienia... :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzieci potrafia byc okrutne..a w wiekszosci przypadkow powielaja postepowanie swoich rodzicow, z ta roznica,ze sa do bolu szczere...u mnie bylo podobnie- plotki, pomowienia, zazdrosc, kolka wzajemnej adoracji..pogarda dla tych biedniejszych..nie wiem czy to sie zmienilo, podejrzewam, ze nie..:/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja swoją podstawówkę wspominam bardzo dobrze - miło, "rodzinnie", dywany, papcie...

    Za to liceum było dokładnie takie jak opisujesz - śmiechy, intrygi..., a wydawałoby się prawie dorośli ludzie...a co gorsze wychowawczyni była "niewiele" starsza od nas, panna, samotna, też lubiąca plotki, intrygi, potrafiła nawet kłamać rodzicom...

    "Odpoczęłam" na studiach :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie daj Boże ,
    jak urzędnicy mają pomysły jak usprawnić szkołę ...
    Dlaczego nigdy
    nie bierze się pod uwagę opinię zainteresowanych ??

    OdpowiedzUsuń
  8. A podobno kiedys bylo lepiej? Chyba znowu sie czepiam.

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli nawiązujesz do śródtytułu na tamtym blogu to jest to prowokacyjne zdanie, chciałam, by czytający zastanowił się, czy rzeczywiście było lepiej. Ja uważam, że nie było.

      Usuń
  9. Witam. Sam bardzo często wspominam szkołe i drogę gdy chodziłem do szkoły. Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    http://krzysiekpolcyn.blogspot.com
    Miłego dnia :):):)

    OdpowiedzUsuń
  10. Natomiast bankomaty wszędzie są....odtwarzaczy nie ma a kredyt można wszędzie....Co za czasy.
    Nigdy takich selekcji na poziomie podstawowym nie czyniono.
    Była zauroczona -kl. V kidy to zaistniała geografia, literatura piękna (szczególnie mitologia boskich i Wiernych)i biologia środowiska(krajobrazy). I wówczas niemal przestali dla mnie istnieć nienadążający za ....marzeniami o pięknie, dobru, pokoju.
    Można wydawać na budowę owych podstaw państwa, można na militaria,kiedy tak łatwo skłócać...
    Wybór juz był. Efekty będą. O róznicach czasowych...i konsekwencjach.
    Guuuudddd czy głóddd. Ile się dzieci w tych podzoiałach nauczyły?

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety, dzieci często padały ofiarą takich "genialnych" eksperymentów. To nigdy nie powinno mieć miejsca.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz