wtorek, 27 grudnia 2011

woda w domu

Nie, nie chodzi o zalanie mieszkania ani o powódź. Moja babcia miała dwa marzenia – chciała mieć studnię przy domu i pole na równym. O pracy w polu w górach napiszę innym razem, dziś będzie o tej wodzie.

Studnia, a raczej źródełko, znajdowało się w lesie, jakieś 200 a może 300 metrów od domu. Niech mnie ktoś ze znających temat poprawi jeśli się pomyliłam w odległości, bo po 30 latach wszystko jest inne a dla dziecka wszystko było daleko, wielkie i ciężkie.
Szłam wąską ścieżką przez łąkę, przecinałam leśną drogę i wchodziłam do lasu. W lesie koło ścieżki rosły jeżyny, maliny, dalej paprocie, schodziło się po korzeniach stanowiących rodzaj naturalnych schodów i tam, prawie w samej  paryi, na skraju łąki było wżłobione w skale zagłębienie a w nim źródło. Niosłam na ramionach nosidło, tu się posłużę tamtejszym określeniem „kolmose”. Kolmose, czyli drążek z dwoma łańcuszkami, na końcu łańcuszków haczyki, na które zaczepiało się wiadra. Zrobione dla dorosłych,  dziecko musiało sobie ten łańcuszek zakręcać na drążek aby nie wlec wiader po ziemi. Drążek przygniatał kark i ramiona, drętwiały ręce. Raz widziała mnie z tymi kolmosami pani od polskiego, która szła na borówki z panią od rosyjskiego i obydwie ze zdumieniem krzyknęły – dziecko, wyglądasz jak bozia na krzyżu, to nie ma kto tej wody nosić?

Byłam za mała i za chuda. Wiadra boleśnie obijały mi się o nogi, oblewałam się lodowatą wodą i choć nabierałam „po pasek” to do domu donosiłam po połowie. A jakie wymyślałam sposoby, by się nie przewrócić, bo po tych śliskich korzeniach pod górkę to była prawdziwa sztuka przejść, nabierałam więc  do jednego wiaderka, wnosiłam kawałek do góry, wracałam po to drugie, potem dopiero zakładałam nosidła. Chyba ani razu nie udało mi się donieść wody bez odpoczynku, robiłam sobie przynajmniej jeden przystanek aby wyprostować plecy. Do domu wracałam jak łajza, w butach woda, rękawy mokre, zasapana, wściekła, ale i tak wolałam iść po wodę niż robić coś w stajni (nie poprawiać, nie mówiliśmy „obora” czy „chlew” tylko stajnia i koniec. Bo ja się do dziś boję bydła i stworzeń większych od średniego psa i robi mi się niedobrze gdy poczuję gnój (nie poprawiać, obornik to jest w szkole rolniczej i w telewizji).

Czemu nie było normalnej studni blisko domu? A nie wiem. W tamtych okolicach do dziś jest trudno o wodę, my i tak mieliśmy blisko, mój kuzyn mieszkał na górze a studnię mieli u podnóża góry i oni to dopiero mieli za swoje.
Teraz już wiecie, dlaczego moja babcia marzyła o studni przy domu.
 Paryja to jest regionalna nazwa parowu.

21 komentarzy:

  1. Woda pod.....i to dosłownie.
    Marzę o stanie, który gdzieś tam znam z ...przyszłości a podstawy są ukryte skrzętnie w topografii terenu.
    "Haidi" grali przez 30 lat niemal co to musiała te wiadra dźwigać bo tak.... zabawniej. Siedzi tych chłopisk i żaden sie nie zerwie. A rybka marzy o ciepłej wodzie.... i źródła na życzenie są. Od dawna.
    O bajce pisanej na bieżąco:)na potrzeby.
    To tera będzie tylko lepiej?
    Skoro babciom zdjęto ten znak sprawiedliwości z krzyża?Symbolika prawnicza.

    OdpowiedzUsuń
  2. jnie tylko u Was było cięko o wod, tu na równinie mam na myśli swoje województwo też się takk nosiło i trzeba było zagrrzać po garkach, nie co co teraz rozpalisz w piecu i woda ciepła pstryk! jak to dobrze że czasy się pomieniały :) Teraz by pewnie żądna gospodyni nie przyniosła wody ze studni wolno stojącej ?
    poszła byś teraz Klaro ?
    podpisANO LIPTON_r

    OdpowiedzUsuń
  3. Wczoraj dzwoniła znajoma z gór. I tez mówiła o tej wodzie, że brakuje i że studnia by się przydała:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chyba ciut młodsza, ale też urodziłam się w miejscu, gdzie wodę dostarczały studnie (dopiero od kilku lat jest wodociąg) i jak czasem woda w studni się zepsuła, to sie latało do sąsiadów - my też na górce - albo do takiegoż leśnego źródełka (tam to już raczej wozem z beczkami i szpadlem do podkopywania). Z nosidłami bym nie zasuwała - odczepiałam i zwyczajnie w dłoniach wiadra się dźwigało :)

    I do dziś są takie miejsca...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bieżącą, ciepłą wodę w domu doceniam dopiero wtedy, kiedy zostaje odłączona z powodu jakiejś awarii albo konserwacji rur. Wstyd.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasia - to żaden wstyd - całe szczęście, że nie trzeba się tak męczyć, smutne było raczej to, że ja się wstydziłam tych warunków, a przecież dziecko nie jest temu winne, współcześnie też jest wiele dzieci mieszkających w złych warunkach i pracujących ponad siły

    OdpowiedzUsuń
  7. iimajka - moje dziecko nie umiało nawet chodzić po tych ścieżkach a co dopiero coś nieść, on tam zawsze musiał mieć gumowce i stertę ciuchów do przebrania, wszyscy się dziwili czemu chodzi zygzakiem i po łące zamiast ścieżkami, a tego się po prostu trzeba nauczyć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nivejka - w wielu górskich miejscowościach mają prywatne wodociągi grawitacyjne, do studni podłączone rurki i cała filozofia, dlatego wody brakuje bo do jednej studni podłączone kilka domów i wystarczy kilka tygodni bez deszczu i wody brak

    OdpowiedzUsuń
  9. Lipton gdyby trzeba było to bym nosiła;)

    OdpowiedzUsuń
  10. No to miałaś ciekawe dzieciństwo,
    ale zobacz jak pięknie wyrosłaś :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jasna8 - tam wszyscy tak mieli, to nie było nic szczególnego, ja się nie żalę tylko opisuję to środowisko takim, jak go pamiętam, nieraz się śmieję, że gdyby to było współcześnie to pewnie byśmy wylądowali wszyscy całą szkołą a nie rodziną w domu dziecka a rodziców by pozamykali za znęcanie się, i mimo wszystko powyrastaliśmy na porządnych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Współczuję takiej ciężkiej pracy.
    Ja w dzieciństwie bywałam na wakacjach u rodziny na Podlasiu, tam mieli studnie na podwórku (jedna z żurawiem zrobionym z długiej żerdzi (matko jak się to pisze??). Wyciąganie wiader i wniesienie kilkadziesiąt kroków do domu już było ciężkie. Nie wyobrażam sobie noszenia wody z lasu ...
    Tak jak piszę Kasia, doceniamy tę wodę cieplutką w domu jak się trafi awaria.

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam. Ja sam widziałem studnie u swojej babci. Mają tę studnie do dzisiaj. Pozdrawiam i zapraszam do siebie. Każdy znajdzie coś dla siebie:
    http://krzysiekpolcyn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Łeł,więc, No cóż spodziewałem się czegoś bardziej na czasie.Święta już minęły więc jestem już znowu kotem, chociąż fajnie było sobie być przystojniaczkiem.Nie wiem jak to jest ze studniami ale wiem jedno świąteczne drinki dają niezłego kopa:):):) więc fajnie że już niedługo kolejne święta.
    MiauKotka

    OdpowiedzUsuń
  15. Klarka zgadza się :-)))
    W dzisiejszych czasach na pewno ,
    by Was zabrali,
    ale z drugiej strony dzieci wychowane w pracy
    nawet ciężkiej mają zdrowszy stosunek do życia
    i są realistami.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mogłaś Klarko korzystać jak bbyłem przystojniaczkiem bo teraz to znowu się zmieniłem w flustrowanego Kota.
    MiauKotka

    OdpowiedzUsuń
  17. ja też tak miałam...i pewno wiele innych dzieci.Trzeba o tym pisac ,pozrdawiam Klarko.Korek

    OdpowiedzUsuń
  18. U mojej jednej Babci woda była w studni tuż przy domu i przez wiele lat trzeba było ją wiadrem na kołowrotku takim wielkim wyciągać, żeby potem zanieść do domu. Potem moja Babcia doprowadziła wodę z kanalizacji do domu i dzięki temu od lat już woda tam była i jest.
    Ja myślałam, że już to ze studnią to był hardcore!
    A Ty się tyle tego jako dzieciak nanosiłaś.
    Podobne obrazki widywałam na filmach o treningach karate - podobno takie noszenie wody ćwiczy charakter.
    No to teraz wiesz, skąd masz taki mocny! :)
    Byle co Cię po takiej szkole życia nie wytrąci z równowagi!

    OdpowiedzUsuń
  19. W tym miejscu na usta ciśnie mi się tylko jedno: ja ********!

    OdpowiedzUsuń
  20. Droga Klarko, zaczęłam "Dziś też Cię kocham" od samiutkiego początku, jeszcze się przerzucę na "za-wzięcie, za-żarcie". Nie komentuję, bo trochę mi głupio po tylu latach, ale jednak czasem nie mogę się powstrzymać - jaka to była za ciężka praca dla małej dziewczynki, a jednocześnie, tak jak piszesz, wszyscy kiedyś w różnych miejscach tak mieli. I wyrośli na porządnych ludzi.
    Praca wychowuje - nie, żebym chciała powrotu tamtych czasów dla dzisiejszych dzieci, ale jakieś obowiązki (na miarę sił i możliwości) dzieci powinny mieć. Dziś narzekamy na społeczeństwo, na "czasy", a sami je przecież tworzymy. I często brak jakichkolwiek obowiązków u dzieci kończy się wychowaniem pustych, roszczeniowych, egoistycznych ludzi.
    [moja mama na Twoje "kolmose" mówiła "szuńdy"].
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czytam Twoje komentarze z ogromną radością, a przy okazji wracam do tych notek, całkiem zapomnianych

      Usuń

Twój komentarz