poniedziałek, 12 grudnia 2011

sentymentalnie

Mam taką przeszkloną witrynę i trzymam w niej odświętny serwis obiadowy i przeróżne szkło, od razu mówię, wszystko to niemodne i przeważnie nadaje się na szklaną stłuczkę ale ja to trzymam przez sentyment.
Z kompletu kieliszków, które dostaliśmy na ślubny prezent, zostało dwa, i one są najstarsze, i jeszcze taka kryształowa miska, też ślubny prezent. Potem jest kryształowa mniejsza miseczka na nóżkach, nawet ją lubię, używałam jej kilka razy na marynowane grzybki jak już brakło misek, miseczek, sosjerek i innych skorup, czyli kiedy w domu było naprawdę duże przyjęcie. Innych kryształów nie lubię ale trzymam bo mi żal wyrzucić, bo jak wyrzucić prezent od cioci, no?
Kieliszki to osobna historia bo przez kilka lat z rzędu dostawaliśmy komplet kieliszków od szwagra, nie wiem, gdzie on je kupował ale są przecudnej urody, jedne posypane z wierzchu czymś zielonym i ze złotą obwódką a drugie żółte cieniowane i też ze złotą obwódką ale w zawijasy. Nie chciały się długo porozbijać bo były myte tylko cztery razy w roku a używane nie były nigdy, ale pewnego niezbyt pięknego dnia w grudniu po południu Ukasz, będący uczniem podstawówki, został poproszony  (z użyciem odpowiednich środków perswazji) przez mamusię swoją ukochaną o pomoc w myciu tego żenującego składu naczyń i tak nieszczęśliwie niósł tacę do kuchni, że się potknął. Dziecku nic się nie stało, w witrynce za to zrobiło się miejsce na nowe skorupy.
Do czego zmierzam? A bo co jakiś czas z tą szafką był dramat po prostu, robota na cały, bez przesady, dzień. Wszystko trzeba było powyjmować i przenieść do kuchni, szafkę wymyć, szybki i półki wypolerować, te szklanki, szklaneczki, kieliszki, talerzyczki, filiżaneczki, wreszcie wazę, dzbanki, półmiski i sztućce wymyć, wytrzeć, wypolerować i równiutko poustawiać.
Po tym, jak Ukasz trochę tego przetrzebił, dłuższy czas nic nie kupowałam ale i tak jakaś dobra dusza przynosiła czasem prezent i wręczając mówiła „tylko ostrożnie”. Czyli wiadomo, skorupy. Aż raz spakowałam połowę tego dobra i się pozbyłam, wspierając jakieś dziewczyny, które urządzały swoje pierwsze mieszkanie. Potem wyprowadzał się Ukasz i miałam nadzieję go uszczęśliwić tym czy owym ale się nie udało więc te kieliszki, szklaneczki, filiżaneczki zostały, niestety.
Choć nie wszystkie, bo dziś robiłam tam porządek i jakoś tak energicznie szurnęłam koszykiem zmywarki..

11 komentarzy:

  1. Odkąd moi rodzice postawili dom na wsi to wiele "skorup" po przodkach znalazło w nim miejsce ;) Ale ja wciąż mam jakieś ślubne, ale bardziej ukochane są dwa kubki po mojej babci...pije w nich kawę...
    Mnie ciężko wyrzucać prezenty, w domu zawsze się gdzieś upchnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Klarko - hmmm, może by tak przeprowadzka?;) więcej ubędzie po drodze... A potem można wrócić:D

    OdpowiedzUsuń
  3. iimajko, przeprowadzka nie działa, ja z całym porcelanowo-szklano-krzyształowym majdanem przeprowadzałam się 5 razy i nie przenosiłam się bynajmniej na sąsiednią ulicę, największa pokonana przez skorupy odległośc wynosiła 180 km! I naprawdę nic się nie stłukło! Potem parę rzeczy wykończyła zmywarka, ale też nie jest zbyt wydajna... Jedyna rada - oddać naprawdę potrzebującym i to nie wszystko naraz. Może jakimś powodzianom albo pogrzelcom? Co Ty na to, Klarko?

    OdpowiedzUsuń
  4. polecam przeprowadzke do innego kraju mozesz byc pewna ze wszystkie "skorupy" bedziesz zmuszona kompletowac od nowa... ostatnio kupowalam polmiski bo goscie na swieta przyjezdzaja a ja nie mam na czym jedzenia podac. kieliszkow nie mam ani jednego ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. madziara - kieliszka do wódki używałam ostatnio do wykrawania dziurki w cieście jak robiłam jakieś ciastka, kto teraz pije wodkę z kieliszków? Paradoksalnie te do wina trzymam w barku i w kuchni, pod ręką, bo się często używa.

    hajduczek - jakby mi sie spalil dom i ktoś mi dał malowane kieliszki w formie pomocy to bym o nim pomyślała - co za głupia pinda;). Ty ostrożna jesteś jak się nic nie rozbiło przy przeprowadzkach, u nas przy pakowaniu zawsze coś docierało w częściach.
    iimajka - w grę wchodzi jedynie cieplejszy klimat, a na to na razie nie ma szans
    roksanna - o to chodzi właśnie, że to prezenty
    Lucyno - ups;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami się zastanawiam po co ja trzymam takie właśnie skorupy ?
    Wspomnienia ?
    Sentyment?
    Chyba tak :-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. no to już wiem co rodzina będzie miała zakaz kupowania w prezencie ślubnym :)
    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  8. Energicznie szurnęłaś, powiadasz? :-) Gdyby tak zaangażować koty, witrynka mogłaby opustoszeć. Kiedyś na jakimś blogu dawno temu czytałam o kocie, który uwielbiam strącać ze stołu łapką szklanki. Na szczęście nie ranił sobie tej łapki, a jego właściciel podszedł do historii wyjątkowo spokojnie ;-)
    Sama kocham się w białej porcelanie, najbardziej w kwadratowych miskach:-)
    Z rodzinnego domu pamiętam kryształy - w okresie świąt wypełnione orzechami, poza tym puste, stojące w meblościance. A moja Babcia ma tak stare kieliszki (prezent ślubny sprzed 50 lat), że czasem wystarczy dotknąć, by się rozleciały w rękach - szkło cieniutkie, jak nie wiem co!

    OdpowiedzUsuń
  9. Klarko, Ty w zmywarce, niechcący i zupełnie przypadkiem... U mnie w domu rodzinnym wygląda to nieco inaczej: ponieważ Rodzice moi takowego sprzętu nie posiadają (bo nie, i tłumaczenia na nic) to co roku słyszę od Tatusia mego kochanego tekst, że może bym wcześniej do domu na Święta przyjechała, pomogła Mamie posprzątać... bo nowe kieliszki/szklanki/ewentualnie inne szkła by się przydały.. I za każdym razem widzę bądź też słyszę przez telefon Jego śmiech na samą myśl o moich cudownych zdolnościach tłuczenia szkła...
    I żeby nie było, mam sporo więcej lat niż Twój Ukasz, gdy tak skutecznie pomagał Ci w porządkach... ;)

    pozdrawiam,
    a.

    OdpowiedzUsuń
  10. W starych dobrych rodzinach pokoleniowych te przedmioty, często wartościowe, bardzo starannie gromadzono, przechowywano. To raczej kobieca domena. Nie takie trącące myszką czyli zwyczajnie przestarzałe i nieużyteczne(zwyczajnie śmieszne), ale takie,które swoją wartością dwojako rozumianą (i przez kunszt wykonania i użytej materii) stanowią cenny wkład w tradycję i historię danego rodu. Przyznaję, że marzy mi się wskrzeszenie tego kultu... gdzie dom ma mocne podstawy i wraca się do niego jako do czegoś pewnego i stałego.
    Co do wartości to są niszowe zakupy. Drogie, renomowane i ich się nie rozdaje, chyba, że komuś bardzo uznanemu przez kolekcjonera.To coś na temat jak docenić ....i wówczas przybiera to charakteru sentymentalnego i ....bezcennego.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz