piątek, 25 listopada 2011

gry rodzinne

Mam nadzieję, że moje siostry nie skopią mi tyłka za ten kawałek bo będzie o ich wielbicielach, ha!
Byłam czwartą dziewczynką w rodzinie i kiedy starsze siostry były już pannami na wydaniu a młodsze małymi dziećmi to ze mnie było takie nie wiadomo co. Starsze goniły mnie od siebie i bezustannie przypominały – tobie jeszcze bardziej nie wolno jak nam – czyli jeszcze bardziej nie wolno się było malować, lakierować włosów i paznokci, palić papierosów i wracać późno do domu. (Jak zobaczę wymalowane pazury to obetnę siekierą na pniaku. Tatuś, ciekawe, czy naprawdę byś to zrobił i czy wierzyłeś, że my w to wierzymy).
Przeważnie żyłam wówczas w świecie książek i nic innego mnie nie interesowało. Jeszcze grałam z kuzynem w palanta, to też było moim ulubionym zajęciem, ale w palanta można było grać tylko w dzień i tylko, gdy za bardzo nie padało, więc jesienne i zimowe wieczory się do tego nie nadawały.
Ale miało być o wielbicielach moich sióstr.
Dwóch takich, którym się podobała jedna z moich sióstr, wpadło na dość dziwny nawet jak na tamte czasy pomysł. Bo w tamtych czasach się z dziewczynami nie umawiało tylko do dziewczyny chodziło. Oni sobie wymyślili, że moje siostry nauczą ich tańczyć. Pomysł był dość karkołomny bo w domu nie było nawet radia, co prawda najstarsza siostra miała wielbiciela, posiadacza magnetofonu szpulowego, ale z nim zerwała i muzyki mechanicznej nie było, niestety, miłość się urwała wraz z tą taśmą co się ją wkręcało w ten mechanizm magnetofonowy i pozostało nam śpiewanie chórem albo nie daj Boże tatowa gra na skrzypcach, o czym będzie innym razem.
Ale do brzegu, czyli o tych dwóch, co się chcieli uczyć tańczyć. Obydwaj byli posiadaczami instrumentów i proszę mi tu nie śmiać się na głos, po prostu teraz się kupuje dzieciom komputery a wówczas kupowało się harmonię albo inną trąbkę żeby dzieci miały na czym grać. Jasiek miał akordeon a Andrzej miał klarnet i pewnego pięknego wieczoru przyszli obydwaj do naszego domu. Z tą harmonią i z tym klarnetem, to jasne. Wieczór, przez las, po ciemku, po błocie!
Najbardziej się ucieszył dziadek Fabian bo po pierwsze chłopaki przynieśli też butelkę wódki a po drugie dziadek Fabian był szczęśliwym posiadaczem bębna ale na tym bębnie grywał bardzo rzadko bo trudno grać na bębnie wnusiom do snu, nieprawdaż?
Tak się montował zespół muzyczny ale niech mi kto powie, jak oni zamierzali się uczyć tańczyć skoro mieli grać? Jasiek jeszcze na tym akordeonie umiał grać, nie ma co chłopaka obgadywać bo grał z uczuciem, śpiewał głośno i nawet ja, zaczytana w kolejnym „Tygrysie” pożyczonym od stryka (nie poprawiać) nuciłam wraz z nim czarny chleb czarna kawa opętani samotnością bo to był wtedy hit a zagraj mi piękny Cyganie to była wiocha.
Jasiek szarpał akordeonem, dziadek Fabian się wkurzał i walił w bęben coraz szybciej bo chciał, żeby grać ty dziewczyno w białej bluzce ale Jasiek tego grać nie umiał no a Andrzej grał na klarnecie i było mu wszystko jedno co gra bo twierdził, że potrafi zagrać wszystko tylko nikt nie wiedział, jaka to melodia ale to już nie jego wina.
Nie wiem czy pisać dalej, serio serio, bo z tym pisaniem wychodzi podobnie jak z tym andrzejowym graniem.

Dopisane w południe bo sami chcieliście to macie.
 

Całe to granie odbywało się zawsze w kuchni, u nas zresztą prawie wszystko odbywało się w kuchni – gotowanie, jedzenie, pranie, nauka i spotkania towarzyskie. Do pokoju właził tylko ksiądz jak chodził po kolędzie, a do drugiego pokoju właziły tylko baby, którym babcia wróżyła z kart. Kuchnia była największym pomieszczeniem w domu. Na piecu siedziały koty, suszyły się buty a czasem końska uprząż, na blasze stał garnek z ciepłą zupą, jak ktoś przyszedł głodny to mógł jeść, czy domownik, czy gość, taka zupa była czasem „ratująca życie”. Stała tam jeszcze patelnia z tłuczonymi ziemniakami, miały od spodu przypieczoną skórkę, pycha.
Ale miało być o tej nauce tańca. Chłopaki usiłowali grać na zmianę a moje siostry mniej lub bardziej cierpliwie pokazywały taneczne kroki. (Miałam to „taneczne” przemilczeć ale by mnie zatłukły). Więc było tak – pięta, palce pięta palce hej siup hej pięta palce pięta palce hej siup hej! Andrzej wpadał przy „siup” na kredens a matka wychodziła z pokoju z piorunami w oczach bo w kredensie stały ostatnie talerze, które dawno temu przywiozła sobie z Zachodu, reszta zastawy już dawno była wytłuczona.
No to jak nie ten taniec bo za trudny to może inny? I znów zaczynały – raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy i w kółeczko, i Andrzej wpadał na piec. Potem była zmiana, Jasiek hulać umiał ale przy dźwiękach klarnetu i bębna, hmm, no można, jak się bardzo chce to można. O innych tancerzach nie napiszę, nadmienię tylko, że jak się jeden nauczył tak tańczyć, żeby nie wpadać ani na kredens ani na piec to do dziś w tańcu kopie partnerkę kolanami.
Najładniej tańczyła nasza babcia bo babcia w młodości pracowała we dworach i tam się nauczyła prościutko trzymać i lekko poruszać ale nawet ona była bezradna wobec całkowitego braku słuchu i niedźwiedzich podrygów.
Nasza rodzina była bardzo muzykalna. Ojciec grał ze słuchu na skrzypcach i na akordeonie, jedna siostra potrafi grać chyba na każdym instrumencie, jaki wpadnie jej w ręce, druga sama nauczyła się grać na gitarze. Śpiewały dziewczyny w chórach szkolnych i kościelnych ale tylko ja dostałam raz pieniądze za śpiewanie. Bo ja lubię śpiewać tak samo, jak Andrzej lubił tańczyć i raz dostałam stówkę (starą!) na ognisku od człowieka, który siedział zaraz koło mnie. Zapłacił mi, żebym tylko przestała mu się drzeć do ucha!

21 komentarzy:

  1. Jakie piękne czasy opisujesz :-)
    Kiedy to było , ach kiedy ?! :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz, pisz, bo dopiero się rozczytałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisać ! Pisać koniecznie !! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To były czasy! Dziś się czasem zastanawiam, że łatwiej na siebie wpaść na fejsie, niż na żywo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisz, pisz, bo dla współczesnej młodzieży to brzmi niczym bajka o żelaznym wilku, ale przynajmniej będą mieli porównanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj Klarko :) Głodnego pytasz, czy chce obiad ;) JASNE, ŻE PISAĆ !!!!!!! i to im więcej, tym lepiej. Pozdrawiam cieplutko ! :)))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Pisać! Koniecznie pisać!

    Przesyłam mocne uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze - pewnie, że pisać.
    Po drugie - cholerka zapomniałam jak grało się w palanta. Może przypomnij...
    Po trzecie - pamiętam takie wiejskie orkiestry, typu mój wujek (skrzypce), sąsiad (harmonia) i jego mały syn bęben. Ooooo, a jaka zabawa wtedy była, jak się tańczyło...
    Dzięki za przypomnienie tamtych czasów.

    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
  9. pff... też pytanie :) pisz nno chyba że siostry powiedzą... dóść! Lipton

    OdpowiedzUsuń
  10. Umarłam! :D
    Poproszę o więcej, rzecz jasna, chcę koniecznie wiedzieć kto wygrał Taniec z Siostrami! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. (po 50) potrzebna była mała gumowa piłka i kij, kijem wybijało się piłkę jak najdalej, należało rzucić kij i przebiec do mety i z powrotem. Przeciwnik miał jak najszybciej złapać piłeczkę i jeśli udało mu się trafić nią w biegnącego, miał punkt.

    OdpowiedzUsuń
  12. Klarko, pisz co było dalej i jak smolenie cholewek się skończyło? Bo miało być o podrywach a było o tańcu i śpiewaniu... A ja najbardziej właśnie u Ciebie lubię jak zbaczasz z tematu :) Gdybyś zobaczyła mój uśmiech przy przypieczonych ziemniakach na patelni... Uwielbiam i u babci takie jadłam z zsiadłym mlekiem. Te ziemniaki smakowały najlepiej i za tamten smak oddam każde pieniądze (prawie każde) :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetnie się czyta te Twojw wspomnienia, więc zawołam: jeszcze, jeszcze!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. dziekuje za przecudne wspomnienia i prosze o wiecej, usciski AniaNY

    OdpowiedzUsuń
  15. Dużo, dużo uśmiechu przywołały Twoje wspomnienia... a kiedy to było? kiedy się do dziewczyn chodziło? bo mam wrażenie, że jeszcze gdzieniegdzie tak jest...

    OdpowiedzUsuń
  16. Pięknie wspominasz, Klarko, obrazowo! Jakbym film oglądała. Niektóre kadry znam z autopsji. Wiele lat temu byłam z koleżanką w Krynicy Morskiej, gdzie sypiałyśmy w petetekowskiej chatce na "kurzej nóżce" i przy cudnej pogodzie spędzałyśmy dnie całe na plaży. Podczas piaskowej siatkówki poderwali nas dwaj przystojni młodzieńcy i zaprosili na tańce. Wchodzimy do knajpy, a tam prawdziwa orkiestra gra sambę Carlosa Santany ...w rytmie walca !!! Partner prosi mnie do tańca i ...kiwa się w rytmie jeden na jeden ! Zgłupiałam... Trzy rytmy na raz ! Cóż mogłam zrobić? Dałam się prowadzić facetowi, który nie umiał tańczyć, słysząc walca, który znam jako sambę. I kiwałam się tak na boki, 1x1 przez całe pięć minut... Gdy orkiestra wreszcie zacichła, chłopak spojrzał mi wymownie w oczy, mówiąc z zachwytem:
    " - Dziewczyno, jak ty pięknie tańczysz!".
    jojak

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowne wspomnienia:)
    nasze dzieci na pewno takich wspomnień nie będą miały....

    OdpowiedzUsuń
  18. na odprężenie:)O kamieniach i zamianach.
    http://www.youtube.com/watch?v=EOpF1jhTE1A

    OdpowiedzUsuń
  19. Albo komputer wysiadł
    albo nas porzuciła :-(

    OdpowiedzUsuń
  20. O rany - to też będzie w następnym wydaniu?:)

    OdpowiedzUsuń
  21. ....Papraszu Tiebia sztoby slonce była
    Papraszu Tiebia sztoby morie byłłła
    Popraszu o tom o cziem ja nie prasiła
    Poproszu lubitsa mnie
    Ja silllna!......
    Ja też bardzo lubie gry rodzinne.
    MiauKotka

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz