wtorek, 27 września 2011

wykopki

Byli umówieni na ósmą, ale po co tak rano zaczynać. Schodzili się więc powoli, snując się jeden za drugim jak ta mgła na polu. Każdy niósł swoją duckę. Kiedy dotarli na miejsce, gospodarz na rozgrzewkę poczęstował ich herbatą, wypili, aż się gorąco rozlało po umęczonych wczorajszą pracą mięśniach, załadowali się na czekający wóz, zagdakał silnik gospodarskiego traktorka i pojechali.
Nie było tego dużo, osiemnaście rzędów, tyle, że długich. Zanim podzielili się w pary, wypili znów  po szklance herbaty dla wzmocnienia krzyża i dla rozgrzania bo jesienne poranki już są zimne i zdążyli zmarznąć w drodze.
Jasiek z Bogusiem, Paweł z Artkiem, Edek z Michałkiem a Kryśka z Maryśką ten ostatni kawałek przy szosie, tam jest najbliżej do wozu, żeby baby nie miały daleko chodzić z duckami. Jeszcze wypalili po papierosie i ruszył traktorek, ciągnący za sobą koparkę wyrzucającą z ziemi dorodne ziemniaki.
Zbierali pilnie schyleni i ducka za ducką wsypywali do paki wozu, a czas na kopanie był idealny, słońce wysuszyło ziemię i ziemniaki były gładkie, suche, nie oblepione gliną. Po godzinie zrobili sobie przerwę bo gospodarz honorowy i troskliwy, wiedząc, że ta praca wymaga wielkiego wysiłku, przygotował poczęstunek. W garnku zawiniętym w koc dla utrzymania ciepła miał usmażone z cebulą smakowite kawałki kiełbasy a w blaszanej bańce herbatę. Odwrócili ducki do góry dnem, usiedli na nich i jedli z apetytem, żartując z Kryśki i Maryśki, które poszły za krzaki po drugiej stronie szosy ale i tak wszystko było widać.
Zjedli, wypili, i znów zaterkotał traktor, i znów grzbiety pochyliły się nisko nad ziemią, i tylko prostowały się, gdy trzeba było złapać napełnioną duckę za uchwyt, jeden chłop z jednej strony, drugi z drugiej, zanieść do wozu, dźwignąć w górę i wysypać, a potem biegiem z powrotem, bo terkotanie traktorka było coraz bliżej.
Wreszcie koło południa, kiedy słońce mocno dopiekało, skończyli. Po południu byli umówieni u następnego gospodarza, teraz tylko załadować się na kopiasty wóz i pojechać po wypłatę.
Zeszli z wozu i czekając na gospodarza, usiedli pod rozłożystym orzechem. Jeszcze w bańce była herbata, wypili ją, a że sklep był blisko, Boguś poszedł do sklepu po papierosy i coś na wzmocnienie. Grzało słońce, grzała herbata, obok wozu z ziemniakami pod orzechem leżeli chrapiąc Jasiek z Bogusiem, Paweł, Michałek i Maryśka, a pozostali poszli do domu z trudem powłócząc nogami, bo to naprawdę ciężka robota.  


13 komentarzy:

  1. Oj, ciężka, ciężka.

    Dobrze, że nie wszyscy tak "ciężko" i szybko pracują :))

    Buziaki Klarko :) Opowiadanie super :)

    Ada

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem jak Wy, ale ja takie wykopki zaliczałam ze szkoły od 4tej klasy podstawówki do matury! co roku. a przerwa była o 11tej ( kawa z mlekim i bułka z mielonką albo zółtym serem), praca do 15tej.... kosze ciężkie ... ale fajnie było!

    OdpowiedzUsuń
  3. widziałam, jakby nie wspomniano to by kompleksowo nie było - przecież :) Wręcz czekałam na te wspomnienia. Jesień. Bardzo mało czasu na przyjaźń. A pięknie położony dom. Z tymże wydaje mi się, ze mnie potrzebują. Ile te dzieci mogą tak naprawdę pomóc. No to gnam, czasem mi się zapomni czas. Moje dzieciństwo, pracowite.
    Z przyglądającymi się nadmiernie chłopcami.Troszkę za miły. Na wszelkie licho będe się trzymać z daleka. Ile się da. NIe dało się.
    Im trudniej tym pogodniej. Chyba tak mi zostało. Przy tym ta prosta satysfakcja z wysiłku fiz. Najmniej interesowne. Im dalej tym mniej tego uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  4. oj taaa bardzo ciezka praca, a czy herbata tez byla z pradem? a tak nawiasem to co "ducka"?? z kontekstu wynika ze rodzaj kosza ale pewna nie jestem.. no ja z innnych regionow polski ;)
    dzis na przerwie w pracy wyszlismy na zewnatrz i okazalo sie ze czesc z nas siedzi "na dworzu" a czesc "na polu" a siedzielismy obok siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. A u nas zawsze na koniec sąsiedzi zjadali po talerzu gorącego bigosu i do tego wypijali po jednym!!! kieliszku czystej gorzałeczki, pitym po kolei przez wszystkich z jednego kieliszka.
    Czasem jeszcze była na deser szarlotka.
    A "hierbatki z prundem" raczej nie bywało...
    Więc nikt nie zasypiał , a na każde wykopki przychodziło nawet 10 - 15 osób.
    Pozdrawiam, Maja

    OdpowiedzUsuń
  6. madziara - ducka to rodzaj dużego kosza

    OdpowiedzUsuń
  7. Wykopki zaliczyłam w sobotę, a od poniedziałku jestem na zastrzykach/zapalenie barku, lewa ręka unieruchomiona:(
    trzeba było posłuchać starszych i kieliszek nalewki wypić;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. No ja się na szkolne wykopki nie załapałam, ale u chrzestnej za dzieciaka to się latało po polu. Fajnie było ;) Dzisiaj to już nie to samo niestety. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czesc Klarka!!!
    Zabrali mi internet z kabiny! Bu!!!

    Tez kiedys kopalem ziemniaki. W podstawowce dla naszego wychowawcy. Na ochotnika, oczywiscie.

    OdpowiedzUsuń
  10. A co motyk nie mieli?szkoda ze za traktorem a nie za konikami pierdzącymi:Di pod górę.A tak na serio to zawsze musisz tak napisać że się słodko robi na sercu .baba w leginsach z węża.

    OdpowiedzUsuń
  11. no prosze jedna polska a jakie roznice. o tej ducce nie wiedzialam a wodke z jednego kieliszka pilam z jakimis znajomymy z krakowa wlasnie i uwazalam to za obrzydliwe ;) u nas mowi sie ze jak ktos popije wodki z kieliszka po kims to mu zaszkodzi delikatnie mowiac ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. uwielbiałam tę pracę i stawianie snopków))) tak to pamiętam ale byłam gówniara))) a na wykopkach było fajniej niż w szkole no i trochę tych kartofli utylizowaliśmy przy okazji, piorąc się niemiłosiernie))

    OdpowiedzUsuń
  13. Wykopki! Koszmar szkolny z czasów komuny:-). Uff, dobrze, że minął.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz