czwartek, 15 września 2011

spódniczka w harmonijkę

Miałam napisać to na pierwszym blogu ale wolę tutaj, bo tu się nikogo nie boję to sobie mogę wypisywać wszystko, czyli opowiadać tak jak do znajomych. A lubię się od czasu do czasu z siebie pośmiać zwłaszcza po takim dniu jak dzisiejszy.
Byłam umówiona na dziewiątą w samym środku miasta. Dziewiąta to jest dobra pora dla kogoś kto mieszka niedaleko albo ma do dyspozycji samochód, no ale nie ma co narzekać tylko do brzegu.
Wieczorem zwijałam się z bólu bo mi się coś niedobrego działo z brzuchem aż się Luby przestraszył, że umrę i chciał mnie wozić na pogotowie ale na szczęście jakoś mi przeszło. Tak więc zostało mi niewiele czasu na przygotowanie odzieży, ale i tak postanowiłam bez względu na termin zgonu (czy umrę w nocy czy mi przejdzie i się odwlecze) wyglądać olśniewająco po prostu. Uprasowałam prześliczny, zgrabny, lniany kostiumik (przypominam, że jestem wylaszczona i we wszystkim wyglądam dobrze) oraz dodatki, w których czuję się wyjątkowo kobieco, czyli ładna bielizna, pończochy, szpilki. Nie, nie wybierałam się na żadne erotyczne spotkanie, niestety, tylko do pracy, która wymaga dobrego wyglądu. Poza tym jak jestem dobrze ubrana to się pewniej czuję, nie wiem jak na kogo, na mnie to zawsze działa.
Obudziłam się pół godziny przed budzikiem, sprawdziłam pocztę, odpisałam na maile (nie wszystkie, teraz odpiszę na pozostałe) i o szóstej już byłam pod prysznicem.
Nie lubię się malować o takiej barbarzyńskiej godzinie bo nie ma odpowiedniego światła, ale tym razem mi się udało jak nigdy. Acha, ten ból brzucha to był okres, więc na to się nie umiera ale zawsze tak mam jak coś ważnego mi wypadnie – jak nie urok to miesiączka, katar albo opryszczka. Zapomniałam o biegunce?
Dobra, nie ma co tylko do autobusu bieg. Koty z domu, dom na klucz. Za piętnaście dziewiąta po dwóch przesiadkach, autobus plus dwa tramwaje, byłam na miejscu. Kamila, od której dostaję te zlecenia, spojrzała na mnie wymownie i nie był to wzrok pełen podziwu. Popatrzyłam po sobie i w śmiech – przysięgam, że nie spałam w tym ubraniu!
Lniane i jedwabne ciuchy wyglądają pięknie, ale mną się niemiłosiernie. Mój kostium w niektórych miejscach wyglądał jak harmonijka!
Poszło bardzo dobrze, jestem śmiertelnie zmęczona ale zadowolona.

12 komentarzy:

  1. Klarko! To pewnie hormony ,ale co tam! Uwielbiam Cie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak widać nie szata zdobi człowieka:-)
    Pozdrawiam serdecznie Klarko
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Znaczy do tenisa? Uwielbiam te stroje. Na tyle lat zwiazku z kortem tylko raz albo dwa dałam sie przyłapać w takim zestawie. Kamera uchwyciła.

    Teraz to mamy Stellę - sport line.

    OdpowiedzUsuń
  4. Klarko, zawiodłam się teraz. Byłam przekonana, że się skompromitowałaś bo miałaś na przykład porwane pończochy... ;) Podpisać się muszę pod ubraniem opisanym przez Ciebie. Też się czuje sexi jak jestem dobrze ubrana: czytaj pończochy, szpilki, spódnica. I również nienawidzę malować się o godzinie, której jeszcze nie widzę dobrze przez zaspane oczy. A od października pobudkę będę miała chyba o 4:30 bo na 6 do roboty będę grzała. Eh... A malować się będę chyba dopiero w pracy bo kto to widział tuszem oczy śmigać jak one jeszcze spać chcą...

    OdpowiedzUsuń
  5. Najwazniejsze, ze poszlo dobrze- gratulacje:-))) A pognieciony len tez ma w sobie urok;-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. A już myślałam, że założyłaś spódniczkę na lewą stronę. Jak kiedyś paradowałam po Urzędach w bluzce na lewej stronie. W domu zadowolona z siebie, że wszystko poszło mi ekstra, spojrzałam w lusterko... :))Też byłam zadowolona, a może jeszcze bardziej, bo gęba śmiała mi się od ucha do ucha. Pozdrawiam.

    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
  7. Klarko, z Twoim poczuciem humoru i dystansem do siebie i wielu spraw, jestem pewna, że nawet w plisowanym, lnianym kostiumiku wyglądałaś dobrze :)))

    Pozdrawiam mocno

    Ada

    OdpowiedzUsuń
  8. :)))))))))))))))
    To prawda, ja też się lepiej czuję dobrze ubrana czuję się pewniej.
    Ale jak ma być sraczka lub inne przygody to na nic przygotowania, na nic próbne makijaże przed ślubem i tak wyjdzie jak wyjdzie.
    Mi wyszło, że na ślubie miałam makijaż jak gejsza bo makijażystka po tygodniu od próbnego zapomniała że kolor mojej twarzy jest dużo jaśniejszy od opalonej reszty ciała i dostosowała makijaż do kolorytu twarzy...
    A ja jestem ładnie opalona na reszcie ciała i miałam sukienkę gorsetową w której ta różnica mocno widoczna była:))))
    Teraz mogę się z tego tylko śmiać, ale prawda jest taka, że po prostu nie wyszło jak wyjść miało :))

    OdpowiedzUsuń
  9. len jest tym co lubię najbardziej ale niestety sie gniecie, nie wybieram go więc na takie imprezy(((( nienawidzę prasować, a już poświęcać temu czas na marne to strrrraszne )))
    poza tym mam tak samo jak Ty z tym ubieraniem

    OdpowiedzUsuń
  10. :))) niestety len jest uroczy, naturalny, ale nawet po krótkim czasie użytkowania wygląda często jakby psu z gardła, więc Twoja harmonijka nawet szykowna mogła być ;) Grunt, że wszystko pozytywnie załatwione :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak sie troche zdziwilam ze wybralas lniana sukienke - przeciez to sie gniecie jak cholera! Stroj dobry na party w ogrodzie a nie na tluczenie sie pks-em. Uwielbiam len jako obrus albo scierke, ale na ciuchy wole mieszany z poliestrem. No i prasuje sie to makabrycznie.

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  12. Najważniejsze, że się ze zlecenia wywiązałaś! :)
    I że się pośmiać z samej siebie umiesz.
    To mi przypomniało moją historię, ale nie wiem, czy już o niej pisałam, więc sprawdzę i na razie na tyle :)
    Mnie też się zawsze przydarza wszystko na raz!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz