poniedziałek, 19 września 2011

spacerem przez wieś

Czasem narzekam na dojazdy do miasta i na to, że mam wszędzie daleko, na szczęście przed zamienieniem domu na miejskie mieszkanie skutecznie studzi mnie krótka wizyta u znajomych mieszkających w bloku. Zwłaszcza w tych starszych blokach, gdzie pokoje są maleńkie jak szuflady, w toalecie siedzi się z kolanami pod brodą a w kuchni nie ma stołu. Jak to nie ma w kuchni stołu?! No właśnie, i dlatego zostaję w domu na wsi. Na takie drobiazgi jak okno w łazience, garaż czy huśtawka w ogrodzie nawet nie zwracałam uwagi, po prostu są i już. Kwestia przyzwyczajenia.
Moja wieś podzielona jest na kilka stref. W najstarszej, środkowej części, mieszkają rdzenni mieszkańcy i tu jest najwięcej starszych domów.  Wszystkie posesje są dopieszczone, zadbane i widać wielopokoleniowe starania – choćby dorodne krzewy, które, aby osiągnąć tak imponujący wygląd, muszą rosnąć kilkadziesiąt lat. Wygląd tych posesji jest dynamiczny – a to ktoś pomaluje elewację, albo zmieni dach czy zafunduje sobie nowe ogrodzenie, a to dzieci dorosły więc trzeba dobudować piętro lub całkiem nowy budynek z tyłu działki. Bo te domy zazwyczaj otoczone są dużymi działkami, na posesji są budynki gospodarcze a za domem sad i warzywniak.
Od strony miasta powstały nowoczesne osiedla. Domek przy domku, przez środek uliczka, od frontu mikroskopijny trawniczek. Wszystkie takie same, otoczone wysokim ogrodzeniem, odcięte od świata zewnętrznego bramą zaopatrzoną w domofon. Na uliczkach bawią się dzieci, na schodkach siedzą dorośli, pod murem przebiega droga prowadząca w pola, gdzie chodziliśmy z psami na spacery. Dalej tylko chaszcze. Asfalt urywa się przy granicy osiedla. Pierwsze wrażenie – luksusowe więzienie bez szans na integrację, tam  nie wejdzie dziadek roznoszący miotły (po co im zresztą miotły) tam nie kupią sobie jabłek od tego chłopaka, który jeździ po wsi starym żukiem i krzyczy „jabłka, jabłka spod Nowego Sącza” a dzieci nie pobiegną same do sklepu po loda na patyku bo ta brama, bo ten domofon. Przygnębiające wrażenie, że oni się nas boją i dlatego się tak zamykają.
Prawie jak w bloku, tylko bardziej luksusowo.
Od strony Ojcowskiego Parku Narodowego powstały rezydencje. I tam od razu widać, kto ma pieniądze. Domy, a raczej dworki z widokiem na skały i las, zaprojektowane z rozmachem, piękne, wkomponowane w krajobraz, otoczone terenem zbliżonym do naturalnego. Nikogo nie dziwią rosnące na posesji brzozy czy dorodny dąb na środku  a pod nim stół i fotele. Pewnie architekt  projektował dom tak, aby tego dębu nie wycinać, od niego się zaczęło planowanie.
 Różnorodność mojej wsi dopełniają gospodarstwa, choćby takie, jak moich sąsiadów, są krowy, konie, prosięta, po podwórku łażą kury i kaczki a sąsiadka sprzedaje ludziom mleko i jajka. 
Strażacy mają remizę i swoje zebrania, na które zwołują się syreną, a w odpowiednim czasie od domu do domu chodzą pucheroki. Taka ta wieś.  

10 komentarzy:

  1. Pucheroki? A co to?
    Krystynka R., zagorzała wielbicielka kotów i Twojego pisania.

    OdpowiedzUsuń
  2. KrystynkaR - zobacz tutaj http://klarkamrozek.blogspot.com/2011/04/dzis-rano-byy-pucheroki.html

    OdpowiedzUsuń
  3. No i na takiej wsi chcialoby sie mieszkac. A zamkniete posesje to problem rowniez w miescie nie tylko na wsi. Deweloper zbuduje dwa bloki i wszystko otoczone wysokim murem, przy bramie straznik. Obcy nie wejdzie. Jak przyjada goscie to musza sie tlumaczyc kto i do kogo. I zebys tylko na ICH trawnik nie wszedl, albo nie korzystac z ICH chodnika. Powietrze pewnie tez maja wlasne.

    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  4. Konieczny wymóg.
    Nie znam półświatka. Jak mi przyszło zetknąć sie z jego bardzo lightową wersją, obejrzałam wstępnie te "łokcie", wysłuchałam "mądrości ulicznej" to nie ma zwyczajnie innej możliwości.
    Dla mnie wersja- wioski- to przestrzeń Perfectu, z rozłożystymi domostwami (tu k'woli gustu)i z plantacjami, od których barw zależy powietrze. Blisko, nie za blisko do sąsiadów.Nikt nikomu się nie narzuca.
    Trochę to odbiega od wulgarnych , nachalnych ofert ul.
    Oczywiści to luksus,ze stać na zerwanie z miejską urbanizacją PRL-u.Coś w stylu sielankowych obrazków, aczkolwiek sielankowo nie jest. M.in. przez te róznice poglądów.
    Np. gdzie suczka narobiła tam zostaje. Albo chłopczyk w samochodzie tatusia nabroi i do klateczki okręgu miejskiego. I tak się bawimy w Strażnika Texasu. Bo konflikty narastają.
    Natomiast spacery nadal lubię i nie zamierzam rezygnować z nich.Aczkolwiek na własnym terenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. no i co? lubimy te nasze wiochy co))tylko zima trudno ale przyznam się czasami myślę o ucieczce, pozdrawiam wieśniarę))

    OdpowiedzUsuń
  6. Super ta wieś - połączenie starego i nowego. Ekskluzywnych dworków z dębami się lekko boję, ale gdyby zlikwidować bramę z domofonem, to nowoczesne osiedle nie byłoby wcale takie złe - lubię takie jednakowe, amerykańskie w stylu dzielnice, taki fetysz :P

    Sama mieszkam w bloku, nie narzekam, ale marzy mi się dom. Od dziecka marzy mi się dom, bo w domu są... SCHODY! I pokój można mieć na piętrze. W sumie to ja bym mogła mieć same schody i pokój na piętrze, dom niepotrzebny :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziwnie wyglądają takie zamknięte osiedla w wiejskim krajobrazie, to prawda. Lubię, kiedy wyrastają gdzieś urocze domki, otoczone pięknym ogrodem (nawet nie koniecznie rozległym), a nie takie z szablonu - jeden obok drugiego. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moi rodzice uciekli na wieś, wybudowali dom, wieś raptem 10 minut od naszego dawnego wielkiego miasta. Za nic by się nie zamienili. Ale nie ma remizy strażackiej!!:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli to te okolice o których myślę, to byłem tam jakiś czas temu. Pięknie. Objadłem się w takim przydrożnym barze, bigosem i kaszanką. Byłem głodny, a nie wiedziałem, że dają ogromne porcje.
    Za jajka i mleko od gospodarza dałbym wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja wieś też jest piękna i trochę niezwykła. Prosta, zwykła wieś, a jednak i krajobraz różnorodny i bloki na obrzeżach, i wille, i nawet ekskluzywny dom weselny jednej ze znanych aktorek:) Z drugiej strony rzeka, kościół, pola uprawne, krowy, kury i zapach obornika. Nie zamieniłabym swojej wsi na żadną inną:) Od 12 lat marzę, żeby w niej zamieszkać i w końcu nadszedł ten moment;) Muszę jedynie furtkę i bramę doprowadzić do porządku!

    Pozdrawiam,
    Talka

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz