sobota, 24 września 2011

o tym, że seks bywa brzemienny w skutkach

Historie o Krysi i Rysi piszę już dość dawno, ale ponieważ z edycji jestem beznadziejna to są one porozrzucane po obydwu blogach i nijak ich się nie da zebrać do kupy. Jak będę bogata to sobie najmę kogoś i mi z tym zrobi porządek, o!
Dlatego dziś chcę przypomnieć Ukochanym Czytelnikom, dlaczego Rysiu się boi przedmiotów wiszących na ścianie. Wyczerpującą odpowiedź znajdziecie tutaj, a teraz napiszę o kolejnych powodach.
Kiedy w mieszkaniu Krysi i Rysia nie było jeszcze sypialni, małżonkowie spali na takiej rozkładanej kanapie, zwanej nie wiadomo dlaczego amerykanką.
Ciekawa jestem jak się czują mieszkanki Ameryki, gdy ktoś opowiada, że całe życie śpi na amerykance, no dobra, nie o tym chcę teraz pisać, może producent tych mebli miał jakieś wizje albo coś.  
Wybaczcie zboczenia, jakoś tak nie mogę się skupić na jednym temacie bo co sobie pomyślę o tym Ryśku to mi to ich łóżko w głowie. Amerykanka, czyli składana kanapa wygląda tak – jak się ją złoży trzy razy to jest dwuosobową niepozorną kanapą, a jak się ją rozłoży, czyli wyszarpie na pokój za ten stelaż od spodu a to oparcie upchnie do dziury przy ścianie to powstaje dwuosobowe niestabilne łóżko, podparte rachitycznymi nóżkami, które lubią się byle kiedy składać. Same.
Na takim to meblu małżonkowie ćwiczyli w czasach młodości jogę użytkową, czyli Kamasutrę. Łatwo nie było, bo ta listwa podtrzymująca poduszki przy ścianie lubiła się urywać i bywało, że w najbardziej dynamicznym momencie Krysia wpadała do dziury, albo te nóżki kanapowe  się nagle składały i kanapa w połowie upadała wraz z użytkownikami, co czyniło huk i nie tylko, bo stosunki przerywane, nie czarujmy się, jeszcze nikomu na zdrowie nie wyszły.
Ale ja nie o życiu erotycznym chciałam pisać tylko o tym, że Rysiek nie pozwala wieszać nic na ścianie, nic i koniec.
Bo nad tą kanapą Krysia pielęgnowała okazałą paproć na kwietniku, i proszę, nawet nie wyobrażajcie sobie, że pewnego pięknego wieczoru Rysiu znalazł kwiat paproci.  Nie znalazł, nawet nie szukał, bo przecież ma  już swój  kwiatuszek najpiękniejszy na świecie. 
A było to tak. No  niestety, muszę jednak o tym co mi cały czas chodzi po głowie. Pewnego wieczoru Rysiu leżąc a raczej podpierając się na łokciach  poczuł, że coś mu kapie na plecy. Zapytał nawet żonę, co tak chlapie, ale Krysia nic nie odpowiedziała, bo  była zajęta. A kiedy nastąpił dość energiczny finał, kanapa złowrogo jęknęła a z góry spadła prosto, no, dobra, na plecy Rysia, doniczka z paprocią.
Teraz rozumiecie, że człowiek ma prawo bać się wiszących na ścianie przedmiotów.

10 komentarzy:

  1. Klarko , uwielbiam Panią:)
    Małgosia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja babcia też miała amerykankę, koszmarnie się to meblisko rozkładało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe... No tak - skutek brzemienny, bo stosunek nieodpowiednio przerwany :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lustereczko lustereczko powiedz przecie,
    w której księdze...takie rzeczy piszecie.
    Zawsze mnie fascynował dryl wojskowy.
    Trzeba wiedzieć kiedy skończyć.Coś takiego, stad się biorą dzieci. Moja matka do tej pory wpiera ojcu i światu że niemożliwe.Ale jestem.Coś po mamie...długi zapis genetyczny.
    PS Dobrze, że ma mocny kręgosłup ...moralny.Bo sporadycznie mnie przeraża lot rzeczy martwych nad życiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wisłocka M. i naprawdę mogę mieć wątpliwości- najpewniej przed lustrem, które tam tak sie zarysowało. MOtyw księgarniany.
    Pewnie Brodka o tym.

    Bogato ilustrowana, fachowa literatura w odc.

    OdpowiedzUsuń
  6. biedny Rysiek!
    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  7. nie dość, że amerykanka niewygodna to jeszcze i paprotka nad głową...;-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj po takim finale może się człowiek uprzedzić do przedmiotów wiszących na ścianie! :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz