poniedziałek, 11 lipca 2011

Rysiek nie zgłupiał

Myślę, że jestem winna moim ukochanym czytelnikom pewne wyjaśnienie, bo zaistniało coś, co wszystkich zdumiało, a ja o tym nie napisałam.
Kto nie pamięta to przypominam – Rysiek pożyczył Waldemarowi tysiąc złotych. Rysiek nie stracił rozumu, choć tak to wyglądało i jak macie cierpliwość, to doczytajcie, jak to było.
Lucyna, mama Waldemara, jest  kobietą słynącą z pobożności i z oszczędności. Nie zawsze z tego słynęła, ale kiedy zaszła w ciążę i wyszła za mąż, postanowiła być wzorem cnót. Wyszła za mąż za dość przyzwoitego chłopaka, który powiadomiony o rychłym ojcostwie zrobił to, co należało zrobić, czyli oświadczył się i ożenił bo się dziewczyny z brzuchem nie zostawia, tak przynajmniej mawiał jego ojciec. Poznał więc Jerzy swoją żonę tak naprawdę dopiero po ślubie, bo wcześniej nie byli sobą zbyt mocno zainteresowani oprócz tych paru chwil uniesień. Raz i drugi po jakiejś imprezie, trzeci raz też tak jakoś, nawet nie ma co wspominać, i niespodzianka.
Ślub i wesele były jak z bajki, bo Lucyna marzyła od dziecka o białej sukni i limuzynie i o tym, by koleżanki popękały z zazdrości. Co prawda żadna z nich nie wybuchła, za to Lucyna przejęta i zestresowana prosto z wesela trafiła na porodówkę i urodziła Waldemara, dziecko   wymagające większej troski niż te, które się rodzą o czasie.
Zajęta chuchaniem i dmuchaniem na potomka całkowicie odsunęła od siebie i dziecka męża, którego rola ograniczała się do zarabiania pieniędzy. Na nic były jego starania i protesty, wreszcie po dziesięciu latach nie wytrzymał żoninych prześladowań i odszedł. Jak przystało na porzuconą żonę i matkę Lucyna obnosiła się ze swoją krzywdą, z zemsty nie pozwalając mężowi widywać się z dziecięciem, mężowi, bo ślub zawarty przed ołtarzem nie został przecież unieważniony.
Jerzemu nie udało się pełnić roli ojca tak, jak chciał, jednak zawsze z daleka śledził losy syna. Rysiek z Jerzym był w dobrych stosunkach, bo Rysiek lubił wszystkich oprócz Oliwki czyli Staszki, i spełnił prośbę Jerzego, która brzmiała – Rychu, jakbyś czuł, że Waldkowi trzeba pomóc, to daj znać. Ja mu do ręki żadnych pieniędzy nie dam, ale tobie oddam, jeśli uznasz, że są mu potrzebne. Bo to przecież mój syn, jaki by nie był.
Dlatego Rysiek pożyczył Waldkowi tysiąc złotych.

7 komentarzy:

  1. no i pieknie! szkoda tylko, że takie krótkie to wyjaśnienie....

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaa to zmienia postać rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. pięknie :) Uśmiecham się

    OdpowiedzUsuń
  4. ....bo go stać?

    Ja jakoś nie marzyłam o białej sukni.:) Dziewczyny z pieniędzmi się nie zostawia;) współcześnie.
    Czy my jesteśmy jacyś zaściankowi?
    Chyba jednej nocy malowaliśmy wyobraźnią suknie. NIe wiem kto na to wpadł, w każdym razie projekty są zrealizowane.
    Któregoś razu przytarchał czasopisma z projektami ogrodu, oranzerii i ...sal na konkretne uroczystosci. Też do opracownia, ale żeby z tego powodu małżeństwo zawierać? By limuzyną zaliczyć kurs? której tak naprawdę nie lubię...
    Rzeczywsicie, dopiero rozluźnieni pokazują jacy są. W większosci słyszy się o klęsce, bo potem się nic nie robi, ale mnie np. poczucia tej swobody w ramach konkretnych potrzeb jak powietrza.
    Podobno to życiowa mądrość -dać ludziom to o czym marzą i spr z jakim efektem.
    No i szybkie śluby się nie spr. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem ważna jest choćby taka miłość ojcowska z daleka, chociaż szkoda tych emocji i lat poczucia opuszczenia przez dziecko...
    Pozdrowienia Klarko :)

    OdpowiedzUsuń
  6. nooo... bo już wątpiłem w Ryśkowy rozsądek i wyglądało mi na grubo szyte;-))

    OdpowiedzUsuń
  7. na pewno ten tysiąc nie zastąpi straconej ojcowskiej miłości....

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz