piątek, 8 kwietnia 2011

zakończenie

Na stoliku stały butelki z oranżadą kupione przez chłopaków. Pili wódkę z jednego kieliszka i od tego się zaczęło, bo Marysia i Danka się napiły, ja strzeliłam focha bo od początku zgrywałam wielką paniusię z miasta i powiedziałam, że z jednego kieliszka się nie napiję, co zostało skwitowane dosadnym wyzy sro jak rzyć mo a Konserwa powiedziała, że jeszcze nigdy w życiu nie piła wódki to i tu nie będzie. Po czym nalała sobie do szklanki oranżady i wypiła ją duszkiem. W butelce była wódka. Przełknęła i spytała – cuz tako niedobro ta łorynżada?
Po kilku minutach wstąpił w nią diabeł i nie opuścił już do końca naszej znajomości. Poszła do kapeli i zamówiła piosenkę. Dość długo negocjowała aż wreszcie wrzasnęła – jak nie umiycie to się nauccie, grać abo oddawać piniondze!
Zaczął skrzypek. Dostojnie, bez góralskiego szarpania, ojeju, jak pięknie. dołączył do niego akordeonista a  po chwili już wszyscy wraz z zespołem śpiewaliśmy na całe gardło – Jolka Jolka pamiętasz lato ze snu..
I refren – hej bo się nom zacyno bucyna rozwijać bucyna rozwijać!
Zabawa się rozkręciła i było istne wariactwo, nie siedziałyśmy ani jednego kawałka, jakoś nas nie rozdarli bo jak się paru do nas przykleiło to już inni dali spokój ale o pierwszej był koniec zabawy i trzeba było wracać do domu.
Dziopy, a skąd wy jesteście? – ktoś się wreszcie zainteresował. No tak, w środku nocy, w obcej wsi, nawet Konserwa nie znała tam nikogo, żadna z nas jadąc na zabawę nie pomyślała, że trzeba będzie wrócić. Górale zapraszali nas na nocleg ale miałyśmy na tyle rozumu, żeby wiedzieć, że jak teraz pójdziemy spać to żadna do pracy nie wstanie. Postanowiłyśmy wyruszyć na piechotę. Z góry na dół było z kilometr, a potem już była normalna droga, gdzie jeżdżą samochody, może się trafić jaka okazja. W dół prowadziła gliniasta ścieżka i można było iść albo w błocie, albo trawą. Poszłam trawą, mając na nogach śliczne granatowe zamszowe sandałki kupione w butiku. Było też strasznie ciemno, wywróciłam się chyba z dziesięć razy. Nie tylko ja, nawet chłopaki, którzy znali tę drogę, jechali w dół po tym błocie klnąc, wreszcie dotarliśmy a raczej sturlaliśmy się do szosy, jeszcze nam zabawa szumiała w głowie, jeszcze śpiewaliśmy. Noc była chłodna, po południu przetoczyła się tędy burza i teraz  było mglisto i mokro. Szosa również nie była oświetlona, ale przynajmniej było w miarę równo. Dotarliśmy do pierwszego przystanku. Najwcześniejszy autobus był jakoś koło szóstej, a co będzie,  jak nie przyjedzie?
Piętnaście kilometrów to  nie tak daleko, idziemy! Nie wiem, czy teraz którykolwiek chłopak zdobyłby się na taki wyczyn, jak wówczas tamci górale. Nie znając nas prawie wcale poczuli się w obowiązku nas odprowadzić. Robiliśmy odpoczynki co przystanek, coraz dłuższe i dłuższe bo Konserwa ze swoim góralem za każdym razem zostawała najdłużej, aż doszliśmy pod same drzwi. Pożegnaliśmy się mniej lub bardziej czule i palacz, który był jednocześnie stróżem otworzył nam wejście. Zaklął brzydko na nasz widok - ojapierdole!
Wyglądałyśmy, jakby nas kto napadł i  topił w bagnie. Robiło się już jasno a żadna tego nie zauważyła, mgła na drodze, mgła w oczach i w głowie tylko jedna myśl – spać! Palacz tylko zapytał – nic wam nie jest?
 Miałam nogi fioletowe do kolan, bo sandałki strasznie farbowały, Danka zgubiła sweterek jak toczyła się ze stoku, Marysia rzygała po drodze ze cztery razy i nie nadawała się do pracy.
A Konserwa miała na szyi korale zrobione gorącymi ustami górala i wyśpiewywała w kółko – Jolka Jolka pamiętasz lato ze snu..hej, bo się nom zacyno bucyna rozwijać!

16 komentarzy:

  1. Ale masz fajne wspomnienia!Az zaczelam zalowac, ze nigdy , naprawde nigdy, nie bylam na wiejskiej zabawie.
    Urszula

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiejska to nie była, bo jak najbardziej stołeczna...-rzeczywiscie wracałam ze znajomym, bardzo enigmatycznym i tak wedrowaliśmy z Pól Mokotowskich do niemal Ursynowa. Ja niestety dalej mieszkałam ze 3 przystanki a skrótami to było przez najgorsze osiedle architektonicznie bezlogiczne. Zapewne wogóle plany ursynowskie musiały powstać w trakcie imprez. Ale dotarłam, potem juz wracałam liniowymi... taksiarzom nie ufam. Nawet jak drą sie przez pół umajonej ul. że oni bardzo chętnie za friko. To jedyny mies. w tym mieście wart spędzenia to chyba maj,może pół czerwca.
    I właśnie o te "bucyny" czy też magnolie, migdałowce i inne pączusie , idzie.
    PS Innych glinianych ścieżek (poza zakupem akcesoriów komunijnych) i zaproszeń naprawde nie kojarzę- raz "matka" prowadziła mnie w swoje pielesze, raz" ojciec" przez łąki miał skrócić drogę.Imprezy jak najbardziej bezalkoholowe.

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe aż zazdroszczę takich wspomnień! Super!!

    OdpowiedzUsuń
  4. dołączam się - wspomnienia super! Klarko a z Ciebie zawsze był taki grzeczny aniołek? :))

    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  5. Kwiczę jak dzika świnka. W buczynie. Hej!

    OdpowiedzUsuń
  6. ojeju tez nigdy nie moglam zrozumiec tej idei picia z jednego kieliszka fuuuj
    swietne wspomnienia

    OdpowiedzUsuń
  7. jeanette na szczęście żadnej nic sie nie stało, może ludzie byli trochę inni, tych wszystkich historii nigdy nikomu nie opowiadałam, tu opisuję pierwszy raz i tak się zastanawiam, czy syn nie powie - mama aleś była nieodpowiedzialna;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oooo spłakałam się jak norka, z Matką Gotującą tu kwiczymy z tej Konserwy, co się z góralem zatrzymywała, i z tej Danusi toczącej się ze stoku... :D Cholera, nie wie dzisiejsza młodzież ile traci, jak tylko po klubach łazi i dopalacze wdycha... :(

    Poproszę o więcej takich wspomnień! :D
    I Nobla jakiegoś za całokształt twórczości literackiej!!! :))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Klarko ale ja sie zgadzam że to były inne czasy, ludzie jacyś tacy mniej krzywdzący byli (jasne że zdarzali się i inni) ale tak sobie pomyślałam - czy Ty osobiście miałaś jakieś płomienne flirty i podobne sprawki na sumieniu? Tylko qrde jak syn czyta to głupio się przyznawać :)

    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma to jak zabawa na wsi :)
    Miałaś przygody naprawdę... ah młodośći ta beztroska... a co to 15 km ? no tak... miło ze strony tych górali :)

    Pozdrawiam i świetna historia :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawe cy Koserwa miała pomoientom bluzke po ty ekapadzie

    OdpowiedzUsuń
  12. tatul - oj, tak, nie chciałam pisać na górze a tu to będziemy wiedzieć tylko my dwoje - tak się śpieszyła że miała założony staniczek na bluzeczkę i na to sweterek na lewą stronę

    OdpowiedzUsuń
  13. Teraz mam pełny obraz . Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytam sobie od początku onetowego, klarkowego bloga i dotarłam do wpisu z 29 czerwca 2009r, 'Nie wróci'... Ojj, dawno już się tak nie spłakałam przy wierszu! Aż sobie na głos wyrecytowałam... I tak sobie myślę o moim pieseczku-jamniczku, który ma już następcę... i to chyba on właśnie wrócił w tym innym futerku... i mnie tak kocha patologicznie, jak tamten jamniczek kochał... :)))

    Dobrze, że Pani jest, Pani Klarko... nie umiem nawet powiedzieć, dlaczego... Buziaki z Wrocławia! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja zaczne za panem palaczem - ojapierdole! :O
    Szacunek dla chlopakow za bezpieczne odprowadzenie dziewczat do domu. Naprawde szacunek. Jestem pod ogromnym wrazeniem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj
    Uwielbiam kawę, ale parzoną bez dodatków :)
    Za to w pracy zaparzam dla koleżanek tę z ekspresu i z pianą- ku ich uciesze :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz