czwartek, 10 marca 2011

kiedy Ukasz był Łukaszkiem

Krąży po blogach temat „dziecko narobiło obciachu” to i ja się podłączę i Was zaproszę to się razem pośmiejemy. Oby! 
Największe salwy śmiechu wywołał pewien chłopczyk, śpiewający piosenkę o zimie. Tekst leci tak: „szczypie w oczy szczypie w uszy” i nawet dla dorosłego jest trudne, a co dopiero dla dwulatka, który śpiewał  tak „w cipie ocy w cipie usy my się zimy nie bojamy!”
Pod koniec lat osiemdziesiątych tata Łukasza  handlował bananami (i czym popadło, takie czasy) i tych bananów w domu zawsze było nie do przejedzenia, bo nie zawsze schodziły. Pewnego dnia przyjechał znajomy, który o tym nie wiedział i jak to gość, wiedząc, że w domu jest dziecko, przywiózł prezent – piękną kiść bananów. Łukasz zaczął skakać jak wariat z radości a ja zdziwiona zapytałam – dziecko, a cóż się tak cieszysz jakbyś bananów na oczy nie widział? A Łukasz palnął – bo mi nie kupujecie tylko tata trzyma w garażu!
Uczyliśmy dziecko ostrożności w kontaktach z obcymi i w trakcie rozmowy padły słowa ”porywacz” i „zboczeniec”. Mąż tak jakoś pobieżnie to wytłumaczył, na miarę małego dziecka po prostu. Generalnie rozmowa skończyła się na tym, że dorośli nie mogą zaczepiać dzieci. Po jakimś czasie Łukasz pojechał na kilka dni na wieś do ukochanej babci, która ma go za ósmy cud świata i wszystkim się wnukiem chwaliła, zwłaszcza swoim koleżankom. Rozmawiały tak koło sklepu, czyli centrum informacji i rozrywki i jedna z pań zagaiła:
 – Chłopczyku a od kogoś ty jest?
Na co Łukasz odparł – czy pani nie wie że nie wolno zaczepiać dzieci?
- A dlaczego – zdumiała się kobieta.
- Bo może pani jest porywającym zboczeńcem!
Teraz Wy:) 

21 komentarzy:

  1. Nieźle, ale tak jest z dziećmi. Ja pamiętam jedne wakacje kiedy byliśmy nad jeziorem. Plaża, pełno ludzi i mój chrześniak wtedy niespełna 3letni. Wskoczył do wody i moja siostra się go pyta: mały jaka woda?, na to on na cały głos: ja piejdoje jodowata.

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha nauka nie poszła w las :)

    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój synek miał wtedy 7 lat:
    miejsce akcji:boisko szkolne
    czas akcji:odbiór dziecka ze szkoły -czas powakacyjny-dziecko przebywało w Bieszczadach u rodziny,dużo starszych kuzynów-nie wiem co oni tam oglądali:-)
    Dzień pierwszy: mamo a do czego jest prezerwatywa? Bo Tomek powiedział,że do dmuchania...A ta pani nie dmuchała...
    Dzień drugi czas i miejsce to samo: mamo a czy pan może całować TAM panią??? Czerwona jak piwonia mówię, że raczej może a na to dziecko pełnym głosem: a ciebie tato tam całuje?...

    OdpowiedzUsuń
  4. Chrześniak mojego męża lubi czasem zasypiać w łóżku ze swoją mamą, potem, gdy jej mąż (tata) wraca z pracy, przenoszą małego do własnego pokoju. W końcu szwagierka pyta go, ciekawa co odpowie: Jak to się dzieje, że ty zasypiasz z mamą a potem budzisz się u siebie? Mały odpowiedział jej: Kosmos mnie przenosi.

    OdpowiedzUsuń
  5. dwa przyklady: najmlodszy sie nad ranem przyturlał do łóżka, daje mi buzi, na to wchodzi tatuś z pytaniem na ustach: A co tu sie dzieje. A najmlodszy na to : A bo my sie kochamy!

    Inna scena. Ciocia pytanie sie chlopakow: Moze cos zaspiewacie. Chlopaki sie ochoczo zgadzaja i intonuja: "Zaloz gume na instrument, ajajja, jejeje" (repertuar Big Cyca) Ciocia spasowiala i pyta: A kto was nauczyl? Chlopaki: Tatus!!!! Płyta Big Cyca trafila do aresztu

    OdpowiedzUsuń
  6. "Kulwa! Kulwa! Kulwa - włącz mi!" - krzyczała trzyletnia siostrzenica mojego męża.Obecni w domu goście z niesmakiem odwracali głowy myśląc - Boże,kto nauczył to dziecko tak przeklinać???Tymczasem Hanka próbowała wyegzekwować włączenie na dvd "Króla Lwa" - swojej ulubionej bajki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. To bedzie smuniejszy początek - za to miejmy nadziej na jasny c.d.
    NIestety w moim przypadku te półsłówka - okazały się brzemienne-przez niedojrzałosc i frywolność bywało naprawdę niebezpiecznie. Dzieki Bogu i obeznaniu z życiem przydzielono aniołka. Czego w sumie dziewczę z piosenek Maryli R niedopatrzyło bo akurat "ej głupie" było- to przypadło w udziale stróżowi. Dzięki temu :) Jestem. Mam poważne plany rodzinne- nie muszą byc bananowe...aczkolwiek miłe gesty.Bo w tych latach 80-tych byłam u patchworkowej kuzynki (czyli niespokrewnionej przyjaciółki ówczesnej) i jej tata też zaopatrzył dom w ów owoc a ja za nim nie przepadałam. Do tej pory niekoniecznie siegne po nie. Zatem komiczne mogło być jak dzieciak chce byc grzeczny i nie wypluć. Zdzierżyłam.Pobyt okraszony miło spedzonym czasem w towarzystwi ebiałej małpki ale powrót do domu ...bo w domu naj naj najlepiej:)
    Czasem trezb abyło huknąć czy stan wyjątkowy zrobic by zrozumiano gdzie meijsce dziecka. zazwyczaj wystarczało. W ost. latach słuch społeczny sie popsuł. Zajmuje dłuższy czas zabawa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha. Ale się uśmiałem. ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. rewelka! :)))
    ale ja to muszę pomyśleć!
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja dzisiaj po raz pierwszy skomentuje nie jako "anonim" :-).
    Moja dorosła już dzisiaj siostrzenica, mając lat 3 była bohaterką takiej oto anegdotki rodzinnej:
    Szwagier (tata tejże trzylatki) malował sufit stojąc na drabince i ciągle ktoś go od tego odciągał dzwoniąc do drzwi. Po kilku wędrówkach w górę i w dół, kolejny dzwonek domofonu. Mocno zdenerwowany szwagier zawołał do pięcioletniego syna, żeby poszedł otworzyć, bo "znów jakiś dupek idzie". Tym razem gościem był pan odczytujący stan liczników elektrycznych, a rezolutna trzylatka, która wyszła z bratem zobaczyć kto to, odkrzyknęła do rodziciela: Tatooo, to nie żaden dupek, tylko jakiś pan.... :-)))
    Pozdrawiam z podkrakowskich okolic :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaplątana miło Cię widzieć, pisz częściej:)

    OdpowiedzUsuń
  12. wreszcie mam okazję się pośmiać czytając własny blog;)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja opowiem Wam, czego wstydziła się moja mama. Otóż pewnego czerwcowego wieczoru (koniec lat 80-tych, ja miałam 13 lat) towarzyszyłam jej w drodze do krawcowej. Mama weszła do bloku a ja zostałam na murku przed klatką i czekałam, czekałam, czekałam. Zrobiło się ciemno a ja dalej siedziałam sobie zamyślona i patrzyłam, jak to się mówi, w przestrzeń. I nagle słyszę obok siebie męski głos:
    - Chodź ze mną do domu!
    Podskoczyłam, patrzę - jakiś starszawy facet w rozdeptanych kapciach (dlatego nie słyszałam kiedy nadchodził), w głowie gonitwa myśli, bo jednego rzetelnego zboczeńca w swoim krótkim życiu już spotkałam, a może to następny a tu ciemno i pusto, i bezmierny strach w sercu, i Boże co robić? a to wszystko w oka mgnieniu i wypaliłam:
    - SPIERDALAJ!!! NIGDZIE NIE IDĘ!
    Faceta dokumentnie zatchnęło. Zbaraniał po prostu, choć należy pamiętać, że w tamtych czasach dorastające panienki nie używały takich słów. Sczerwieniał, zaczął się jąkać, że moja mama, że on... Koniec końców okazało się, że facet był mężem krawcowej i zrobiło mu się szkoda czekającego dziecka, więc wobec przedłużającej się wizyty postanowił zaprosić je do domu. Przeprosił mnie, przyznał, że niefortunnie się odezwał, ja przeprosiłam jego, ale bezmiar wstydu nie pozwolił mi przyjąć zaproszenia. Wrócił wreszcie do domu a po kilku minutach zeszła mama i pyta z pretensjami:
    -Dlaczego nie weszłaś? Coś ty mu powiedziała, że był taki zmieszany i czerwony?
    No to opowiedziałam. Uj, ależ była wściekła, chociaż parę razy nie mogła powstrzymać śmiechu, chyba na wspomnienie oszołomionej miny tego, przecież dobrego, pana.
    A moja córka? Kiedy miała trzy lata przyjrzała się w kościele jak ksiądz zbiera ofiarę, wrzuciła swój pieniążek, jeszcze się obejrzała i swoim mocnym głosikiem - akurat w chwili ciszy - zapytała:
    - Mamusiu, to ksiądz tak zarabia pieniądze??
    Pozdrawiam Klarko! jeżynka

    OdpowiedzUsuń
  14. a ja w przedszkolu śpiewałam zamiast - sfrunął wróbel z brzozy - srunął wróbel z brzozy
    Pozdrawiam, uwielbiam Panią czytać

    OdpowiedzUsuń
  15. Moja corka ma wlasna firme i czesto rozmawia z klientami przez telefon.
    4-letni Oscar byl w lazience, kiedy zadzwonil kolejny klient.Zanim corka zdazyla odebrac , uslyszala ze maly ja wola.Poszla wiec do niego rozmawiajac z klientem.I kiedy tylko weszla, Oscar wypalil:" Wiesz co mama? Mnie sie tak dobrze robi jak robie kupe"
    Uslyszala jak klient przy telefonie krztusi sie ze smiechu.
    I druga historyjka:
    Moj znajomy czesto chodzil latem w domu w slipach . Wszyscy byli do tego przyzwyczajeni. Kiedys byl w domu sam z 3-letnia corka, kiedy ktos zadzwonil do drzwi. Mala otworzyla i krzyczy:"Tatus , zaloz spodnie bo jakas pani przyszla"
    Urszula

    OdpowiedzUsuń
  16. No to i ja...
    Tyle tego było, że sobie przypomnieć na poczekaniu czegoś odpowiedniego nie mogę. Aaale....
    Młoda (cztery lata) siedzi w cyrku, gdzie akrobaci wyprawiają cuda-niewidy na trapezie. I w chwili ciszy, kiedy wszyscy w napięciu podziwiają, ona wypala półgłosem: "A mój tatuś by tak nie umiał zrobić, jest na to za gruby". Ałła. ;)
    A poza wszystkim, to nie wiem czy tu ci moge linkować, ale przeżyłam wielki powrót do blogosfery, tym razem na stałe. Pozwól więc, że dodam u siebie oba twoje blogi, a ciebie serdecznie zapraszam. :)
    www.re-aktywacja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytałam kiedyś w jakiejś gazecie historię jak mama stała na poczcie w długiej kolejce z synkiem i ten był niegrzeczny,mama -stwierdziła,że poskarży babci a młody na to:tak? to ja powiem ,że widziałem jak całowałaś tatę w siusiaka.Podobno szybko stamtąd wyszła,a mimo to śmiech kolejkowiczów długo ją prześladował. Pozdrawiam Renia

    OdpowiedzUsuń
  18. :))) Misiek przyniósł rysunek z przedszkola i pokazuje mi go, a na nim postać kobieca leżąca na kanapie,a przed nią zastawiony stół. Pytam się co pani kazała narysować i słyszę w odpowiedzi: mamę jak pracuje. Pytam się zdziwiona: a co ja tutaj robię. Misiek na to : Ty TRAWISZ! Możesz się domyślić jak się czułam idąc odprowadzając Go na drugi dzień do przedszkola ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetne historie, ubawiłem się:-)
    Moja 3-letnia córcia (Gabrysia vel Biśka) pokazuje mi: Tatusiu jaki dym! Ja na to: tak, tam na kościele jest komin i stamtąd leci dym. A ona: a co to jest kościel?
    Potem były tłumaczenia właśnie nt kościoła, wyjaśnianie... Za parę dni pytam Biśkę: kto mieszka w kościele? Biśka: Basia! Ja na to: nie Basia tylko Bozia! A Biśka: Bozia? dziwne imię!
    Ale najlepsza historia była taka: graliśmy w piłkę i Biśka niechcący przywaliła mi.. no tam gdzie faceta najbardziej boli;-) Na moje głośne: auuuuaaa! pyta: cio sie śtało? Żona ze śmiechem: uderzyłaś tatę w siusiaka i go boli. Biśka ze łzami w oczach: daj Tatusiu pociałuje!
    Ryczeliśmy z żoną ze śmiechu przez pół wieczoru...
    pozdrawiam,
    b.go

    OdpowiedzUsuń
  20. koleżanka A. pokazuje bratu i bratanicy mieszkanie i wynajmowany pokój. W drugim pokoju, zamknięty i wszystko słyszący siedzi współlokator. K. Dość delikatnie wyraża swój pogląd na temat mieszkania, że małe,że ciasne. Jego córka wprost przeciwnie. Wychodząc od cioci przy otwartych już drzwiach, na pół klatki, mówi.
    - Ciocia nie dość ze mieszkasz w norze to jeszcze z bucem.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja może nie o słowach ale o samym zachowaniu.
    Osoba: mój kolega gdy był jeszcze małym chłopcem
    Okoliczności: choroba kolegi
    Miejsce: dom pielęgniarki
    Cel: zrobienie zastrzyku
    Akcja: kolega grzecznie zdjął spodenki, aby się rozluźnić położył się na łóżku; pielęgniarka bierzę strzykawkę i wbija koledze w pupę. W tym momencie mój kolega puścił potężnego bąka, niemal prosto w twarz pielęgniarki.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz