środa, 23 lutego 2011

rodzinna rozrywka

Jeśli ktoś pracuje do osiemnastej  lub dłużej i ma wolną wyłącznie niedzielę, to tylko w niedzielę może zrobić poważniejsze zakupy. My właśnie tak mamy i czasem w niedzielę o ósmej rano można mnie spotkać w makro albo o jedenastej w jakimś centrum handlowym. Ostatnio kupowałam w niedzielę pralkę, w najbliższym czasie muszę kupić kuchenkę bo się stara rozsypała.
W dużej galerii albo w centrum handlowym widać całe rodziny, ale te powierzchnie są zazwyczaj wysokie, mają przejścia szerokie i to o czym chcę napisać nie rzuca się w oczy. A napisać chcę o małych dzieciach na zakupach. Małych, to znaczy niemowlaczkach w torbach (w życiu bym tak nie nosiła dziecka, wjedzie kto wózkiem w tę torbę to masakra) nieco starszych w wózkach i kilkulatkach.
Ikea – chyba każdy był i wie, o co chodzi. Niskie, klaustrofobiczne pomieszczenia z wytyczonymi wąskimi korytarzykami, towar stłoczony na niewielkich powierzchniach wyeksponowany w specyficzny sposób. Od razu mówię – nic nie mam do sieci, przeciwnie – kupiłam tam łóżko i jestem z niego bardzo zadowolona, gdy potrzebuję jakieś funkcjonalny sprzęt, stojak czy pudełko to wiem, że tam znajdę.
Już nigdy nie pójdę tam w niedzielne popołudnie, nigdy!
Niemowlęta czerwone od płaczu, zasmarkane i spocone, na które nikt nie zwraca uwagi. Matki, ciotki i koleżanki w towarzystwie mężów i konkubentów przekrzykują się, kłócą, bawią, całkowicie ignorując domagające się czegoś dzieci. Spotkałam się z tym pierwszy raz – przy stercie listewek nie wiadomo do czego potrzebnych matka wrzeszczała ze złością na chłopaka – zajmij się nim chociaż raz! A chłopak wziął tego niemowlaka tak, jakby rzeczywiście miał go pierwszy raz na rękach.
Kilkulatki śmiertelnie znudzone, wrzeszczące, tupiące nogami, bezustannie pytające – kiedy stąd pójdziemy? I znów to samo – całkowita ignorancja, niecierpliwe „uspokój się” wśród tysięcy przedmiotów, po które się nie przyszło. Bo w tym sklepie nie da się iść prosto do towaru, który się chce kupić tylko są ścieżki, przejście nimi trwa nawet kilka godzin. Mnie się udaje w 20 minut bo mam klapki na oczach i jak jadę np. po stolik, to najpierw go wyszukuję w Internecie a potem idę prosto do działu, zamawiam, magazyn, kasa i parking. Ale to dziwactwo, nikt normalny tak nie robi.
Zaczęłam usprawiedliwieniem, że w innym terminie nie ma czasu na zakupy, zostaje tylko niedziela. Chciałabym również usprawiedliwić młode mamy, które tam spotkałam. Jednak dla mnie ważniejsze jest dobro dziecka, ja bym nie brała kilkumiesięcznego maleństwa ani do Ikei, ani do galerii, ani do sklepu z tanią odzieżą. To nie są dobre miejsca dla niemowląt. Nie musi się robić zakupów całą rodziną, wiem to na pewno.

26 komentarzy:

  1. Popieram, sama mam takie maleństwo i nie wybieram się z nim na zakupy, bo to bardzo nie funkcjonalne. Wysyłam męża lub zostawiam go z dzieckiem, a sama ruszam do sklepu. Wtedy mam czas na spokojnie się rozejrzeć i kupić bez nerwowego biegania z niemowlakiem, który wrzeszczy, zrobił kupę albo zwymiotował. Co do starszego dziecka to wiadomo czasami go zabieramy, ale też mnie denerwuje bieganie za nim po sklepie lub bezustanne patrzenie na to by nie rozwalił jakiejś ekspozycji. Zakupy z małymi dziećmi to dla mnie wręcz sport ekstremalny. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak to jest - z nieodpowiedzialnymi mamami. Trzymaj sie chłopie;) Ja to przeszłam na przełomie ost. podst. i pierwszej LE. Płacz, krzyk- bo niemowlak ma swoje prawa...a ty nie dosć że wyręczasz mamusię to jeszzcze masz egzaminy, nadmiar materiału ....ale jeeest. Poradziłam sobie. Sytuacja, która miejsca mieć nie powinna.Podobnie z kretymi korytarzykami magazynów meblowych.
    PS Galeria jest przystosowana. A to już taki zwyczaj, nie wiem czy dobry...zakupy jako nagroda za tydz. pracy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam jakie opory miałam, gdy musiałam zapakować maluchy do autobusu w okresie zimowym. Jeździłam z nimi tylko wtedy, gdy musiałam, bo ludzie kichają i prychają... A centrum handlowe to ogrom ludzi, wirusów, nie mówiąc już o hałasie, który niemowlaki średnio lubią. Nie mówię, że nie zabieram dzieci na zakupy, bo czasem nie mam wyboru, ale najczęściej czekają z tatą na zewnątrz, podczas, gdy ja z listą w ręce robię szybkie zakupy. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie pochwalam, ale próbuję zrozumieć. Bo wyobraź sobie. On, Ona i małe dziecko, urządzają sobie gniazdko. Ona w domu z dzieckiem, w zasadzie "uziemiona", On pracuje, tylko w niedzielę może zapakować Ją w auto (ona nie ma prawa jazdy) i zawieźć do "dużego sklepu". Dziecko jedzie z nimi, bo niby z kim ma zostać. On mógłby pojechać sam, zaopatrzony we wskazówki, listy zakupów, wykazy, ale same dobrze wiecie, że napisać na karteczce "kochanie kup w Ikei łososiowy kocyk" to duże ryzyko - Oni nie wiedzą co to łososiowy. Przyjedzie do domu z brązowym, niebieskim czy czerwonym...Ona niezadowolona...trzeba zwracać....
    Nie pochwalam... ale rozumiem. :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, tylko są mamy, które nie mają z kim dziecka zostawić. Mam kilkuletnią córkę, i kiedy była mała, nigdy jej nie zabierałam na zakupy do marketów (zresztą do dzisiaj nie lubi), bo zostawała z tatą. Ale teraz mam 5 miesięcznego synka, którego wychowuję sama, i niestety muszę go wszędzie z sobą zabierać. Trudno mi było przywyknąć do tego, ale nie ma wyjścia. Co się da, to kupuję przez internet, ale nie wszystko niestety można w ten sposób. Z tym, że z małym bywam w takich miejscach raczej nie w weekendy, tylko w zwykłe dni tygodnia, przed południem, wtedy jest to mniej uciążliwe dla mamy i dzidziula :-). No, i stałam się chyba mistrzynią szybkich zakupów :-))).

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy z godz 13;16 - (ale nick!) miałam na myśli wyłącznie rodzinne wypady dla rozrywki, sposób na spędzenie niedzielnego popołudnia

    OdpowiedzUsuń
  7. też na to patrze z przerażeniem - kiedyś przed świętami ustawiłam się niechcący w kolejkę do kasy pierwszeństwa (z kilometra nie było widać, że kolejka do niej prowadzi)- nerwy mi puściły jak para z koszem pełnym wódy z dzieckiem na ręku przepychała się do kasy bez kolejki - usłyszałam, że widać nie mam dzieci - rzeczywiście nie miałam ale teraz mam i nadal jestem pewna, że przy dwójce rodziców bez problemu się da zorganizować zakupy bez dziecka
    a branie dziecka w dziki tłum przed świętami tylko po to żeby kupić wódkę bez kolejki to już naprawdę szczyt szczytów
    - my np robimy zakupy spożywcze "na raty" - najpierw ja jadę kupić drobiazgi za którymi się trzeba nachodzić i "podejmować decyzje" :) a potem mąż po napoje i inne ciężkie zakupy

    OdpowiedzUsuń
  8. Zakupy z dziećmi w takich sklepach tez mogą być przyjemne,tylko zależy-kto jak do tego podchodzi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Popieram, ja także unikałam zabierania swojego dziecka na większe zakupy - bo ani to dla niego była przyjemność, ani dla mnie. Pomijam fakt, że w tego typu miejscach łatwo o infekcje. Dziś młody lubi takie wycieczki, więc raz na jakiś czas się wybieramy i mama - czyli ja - zajmuje się zakupami a panowie - czyli mąż i syn - sobą. I wszyscy są zadowoleni :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Popieram :) Chociaż czasem naprawdę się czegoś potrzebuje i nie ma z kim dzieciątka zostawić, ale uważam, że trzeba reagować na jego płacz. Mam małe co prawda doświadczenie w handlu i nie raz widziałam ryczące wniebogłosy dziecko i kompletnie olewającą mamuśkę, pal licho klienci, mi to nie pozwalało się skupić. Ale pamiętam tez sytuacje, że chciałam taką mamę z dzieckiem płaczącym (nie pamiętam już, ale chyba go nie umiała uspokoić, ale coś robiła w tym kierunku) i 1 gazetą obsłużyć szybciej, bo pan miał i książki i gazety, to z wielką łaską pan zgodził się ustąpić, nie wiem może był głuchy:)
    Ale wypady dla celów rozrywkowych to zgroza! To już lepiej z takim kilkulatkiem iść do kina na specjalne seanse dla dzieci

    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  11. Klarko ! byłam ostatnio w Ikei( wrocław) i było tak jak piszesz.... kupiłam za to 12 m woalu( na okna) szerokiego na 3 m za 2.99 za metr...do pokoju lawendowego

    OdpowiedzUsuń
  12. Dużo w tym racji, ale często po prostu nie ma z kim tych dzieci zostawić...

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj tak, tak. Dzieci na zakupach to trauma. Zarówno dla samych Dzieciaków jak i otoczenia. Zajęci oglądaniem rodzice nie zwracają uwagi na to co robią ich kilkuletnie pociechy. Znudzone maluchy potrafią narozrabiać. Byłam światkiem jak w jednym ze sklepów z drogim wyposażeniem wnętrz zdziwionej i oburzonej matce zwrócono kilkukrotnie uwagę że dziecko nie powinno wchodzić tu z lodem. To jednak nie pomogło dziecko wymazało pościel z ekspozycji a ona musiała za to zapłacić 400zł!

    OdpowiedzUsuń
  14. Akurat Ikea ma place zabaw z darmową opieką dla kilkulatków i kąciki do karmienia dla mam z niemowlakami (przynajmniej u nas) :) Ale to faktycznie zależy od ludzi, czasem nie ma wyjścia, trzeba dziecko zabrać ze sobą, ale wtedy się przynajmniej robi huraganowy zrzut z półek i wychodzi. Bezmyślnych nie sieją, szkoda, że ciepią na tym maluchy. Może by tak poglądowo takiej matce z torbą przyłożyć "przypadkiem" wózkiem z drugiej strony i KTOŚ DRUGI, by skomentował, by pomyślała nad tym co robi, co by było jakby trafiło w dziecko, bo w tłoku, a nawet i bez o przypadki nie trudno...

    OdpowiedzUsuń
  15. u mnie w duzym hipermarkecie byla taka sytuacja jak matka po 10 minutach spostrzegla ze nie ma przy sobie trzy letniej corki..na szczescie w pore zawiadomila ochrone ktora zamknela sklep...mala znaleziono z jakims facetem w meskiej toalecie przebrana za chlopca z pol ogolona glowa...jak sie chodzi na zakupy z malymi dziecmi to nalezy ich pilnowac nie ze wzgledu czy cos popsuja ale zeby nie stalo sie jakies nieszczescie...

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie cierpię dzieci w sklepach...
    Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się grzmotnąć takiego zagapionego brzdąca torebką, a że torebkę mam mniej więcej na wysokości twarzy tego metrowego jegomościa, to skutki bywają opłakane... Ostatnio w Realu omal nie pozbawiłam przedszkolaka nosa niosąc czteropak Heinekena w ręce na wysokości jego głowy! :/

    Nie jestem matką i nie mam instynktu patrzenia w dół, kiedy idę po sklepie, niestety. Uważam, bo dzieci nie są winne, że mają rodziców ograniczonych umysłowo, ale nie zawsze się udaje ominąć i uniknąć stłuczki.

    A kiedy w sklepie z butami/ciuchami plącze mi się taki wrzeszczący człowiek między nogami, to trafia mnie szlag, bo nie mogę się skupić.

    Rodzice, apel niespełna dwudziestolatki - pilnujcie, dla dobra Waszych dzieciaków! :(

    OdpowiedzUsuń
  17. Bo to są wyrodne matki!Mira napisałaś ;Przyjedzie do domu z brązowym, niebieskim czy czerwonym...kocykiem,a czy to takie ważne?ważniejszy kolor od dziecka no proszę cię.Ja mam malucha i wszystko zapisuje mężowi na kartce i wali mnie to w jakich kolorach przyniesie jak nie będzie tego co chcę,najważniejsze żeby było odpowiednio miękkie dobrej jakości,jeszcze się nie zawiodłam.Dobro dziecka przede wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  18. Żeby nie było że się czepiam:D te mamy nie dojrzały do roli rodzica i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  19. tam wyzej-wysoko... Mira zgadzam sie z toba ( jak bys o mnie pisala ) my mieszkamy w Uk- jestesmy tu sami z 8 miesieczna corka- chlopak ma wolne tylko niedziele,czasem soboty. na te sobotnie zakupy tez trzeba ja zabierac, bo nie ma z kim niunki zostawic.tak wiec czasami nie ma wyboru... ale rozumiem Klarko co mialas na mysli , bo sa takie mamy co zabieraja takie maluchy na zakupy ( i to nie tylko w niedziele) bo chca sobie poogladac ciuszki, pierdziuszki tak dla przyjemnosci...

    OdpowiedzUsuń
  20. po jakiego muchomora ciągnąć to dziecko ze sobą będzie jeszcze czas aby się nabiegało między półkami i wołało "Mamusiu kup mi to" a na razie dajmy dziecku być dzieckiem i zostawiajmy je w domu w środowisku, które zna pod opieką opiekunki czy też innej babci O!!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja z kolei Klarko pracuję w sklepie i nie cierpię tego, że rodzice w ogóle nie pilnują swoich dzieci podczas zakupów... potem towar leci z półek, bawią się w berka między półkami, strach się bać, co zleci na głowę... ale ciężko zwrócić uwagę, bo obraza... :(((

    OdpowiedzUsuń
  22. To ja albo mialam naprawde grzeczne dzieci albo po prostu wiecej uwagi sie na nie zwracalo. Nigdy nie ganialy po sklepach, nie psocily i nie wrzeszczaly. System byl taki ze chodzilismy z mezem wspolnie na duze zakupy i jedno z nas szukalo co potrzebne, a dzieci ladowaly to do wozka, czyli "kupowaly", czuly sie potrzebne. Jak po mniejsze zakupy to jedno z nas zostawalo na zewnatrz a drugie szybko zalatwialo co trzeba. Ale po cos waznego, jak komputer czy telewizor to niestety dzieci sie juz nie bralo ze soba. Dzisiaj moje dzieci maja 15/17 lat i nienawidze brac ich na jakiekolwiek zakupy - laduja do wozka co popadnie i na co maja ochote, a sami wiecie na co maja ochote nastolatki...

    OdpowiedzUsuń
  23. Pamiętam jak mój Maluch zaczął uczyć się raczkować, a ja z rozwianym włosem popędziłam do IKEI po dywan, bo na naszych panelach twardo i nieprzyjemnie. Wpadłam tam jak po ogień, ubrana średnio wyjściowo, bo i po co, w końcu tylko po dywan, a tam uświadomiłam sobie jakie faux pass popełniłam. Powinnam była odstrzelić siebie w jakieś super ciuchy, Malucha wcisnąć w jakieś czaderskie wdzianko, koniecznie markowy wózek i ze stoickim spokojem oglądać świeczki dekoracyjne. Tak wyglądała pewna mama noworodka (sic!), która spojrzała na mnie zdziwiona, kiedy spocona i podirytowana przepychałam się bezpośrednio do kasy omijając tak obite terytoria łowieckie. Miałam wrażenie, że rzeczony noworodek również prychnął na mnie zdziwiony.
    Najdziwniejsze w tym było to, że to ja byłam odosobnionym przypadkiem. Reszta wyglądała podobnie jak Pani z noworodkiem. Wydawało mi się, że tylko mnie zszokował taki sposób spędzania czasu z dziećmi. Ja wolałam zostawić Malucha z ojcem, który zwiedzał razem z nim na kolanach zakamarki naszego mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  24. Wiesz Klarko, ja ostatnio zauważyłam, że teraz sporo rodzin spędza weekendowe popołudnia w galeriach, centrach handlowych itp. Mam wrażenie, że te rodziny bardziej chodzą do ww na spacery i w celach rozrywkowych niż na zakupy.

    OdpowiedzUsuń
  25. "Mnie się udaje w 20 minut bo mam klapki na oczach i jak jadę np. po stolik, to najpierw go wyszukuję w Internecie a potem idę prosto do działu, zamawiam, magazyn, kasa i parking. Ale to dziwactwo, nikt normalny tak nie robi."
    No i kolejny raz wyszło, że nie jestem normalna :D - też tak robię w Ikei! W Krakowie jest w jednym miejscu taki "przesmyk" gdzie można ominąć część alejki i zrobić sobie skrót - jak najszybciej do magazynów :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Biedne niemowlaki. Serce mi się kraje, gdy to przeczytałam. Albo te zafoliowane szczelnie od deszczu wózki, w których maleństwa oddychać swobodnie nie mogą...

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz