wtorek, 15 lutego 2011

osobiście i refleksyjnie

Uważny czytelnik z pewnością wie, że poprzedni post to była suma moich obaw związanych z niepewnością, często pokrywam ją żartem bo wolę się śmiać  z samej siebie niż robić wokół siebie zamieszanie i zawracać ludziom głowę błahymi problemami.
Nie myślcie sobie, że jestem taka zahukana,  nigdzie nie bywam i się nie potrafię zachować, zachowanie się to  pewne cechy i myślę, że gdziekolwiek bym była to sobie dam radę, ta wczorajsza impreza po prostu była inna niż wszystkie, dlatego się tak nakręciłam. 
Bo co innego iść na kolację tak zwyczajnie bo wiadomo, czego oczekiwać. Nie wiedziałam jak się ubrać, serio, i postanowiłam sobie coś nowego kupić bo i tak trzeba było jechać po urodzinowy prezent.
Jak wspomniałam w którymś z butików, że potrzebuję czegoś na elegancką kolację to babeczka mi zniosła do przymierzalni stertę sukienek i garsonek a wszystkie w panterkę, czyli taki wzór w cętki. Ja tego strasznie nie lubię i nigdy niczego takiego  nie miałam, a właścicielka butiku odparła, że jak nie kupię sobie odpowiedniej kreacji, to będę się źle czuć. Nie kupiłam.
W kolejnym butiku pani dała mi do mierzenia suknię z gołymi plecami choć ja chciałam jedwabną popielatą tunikę. Potem już nie mówiłam, że chcę coś na specjalną okazję i dzięki temu mogłam mierzyć to, co chciałam.
Na szczęście miałam na tyle rozumu w głowie, by się nie dać namówić na te wszystkie kreacje, w których wyglądam jak kopa siana w remizie bo dopiero wówczas bym się czuła fatalnie, choć już się nauczyłam nie przejmować wyglądem i się śmiać nawet, gdy raz fryzjer mi zrobił na łbie weselną konstrukcję z lakieru pt „gniazdo jastrzębia”.
Po tym wczorajszym dniu wiem na pewno – jeśli się trafia w życiu okazja, to trzeba ją wykorzystać, nie marnować szansy i nie odkładać na kiedy indziej. W radio było troje  zwycięzców a tylko ja się odważyłam na wystąpienie na żywo, i już wiem jak to jest, a gdybym nie poszła to bym nie wiedziała. Do Sheratonu mogłabym iść bez okazji ale z pewnością na specjalną walentynkową kolację byśmy nie poszli, a tak to byliśmy i wiemy już, że warto było.
Jeśli ktoś z czytelników pomyśli, że to przecież nic takiego, to proszę o zrozumienie, ja mam za sobą kawał życia w trudnych czasach, gdzie w każdym miejscu spotkać się można było z arogancją, z demonstracją władzy, nawet ekspedientka czy szatniarz uważali się za nie wiadomo jak ważną osobistość, o załatwieniu czegokolwiek w urzędzie, szpitalu czy szkole nawet mi się nie chce pisać, takie to było poniżające. Wyśmiewanie i zwracanie uwagi o wszystko podniesionym głosem to była norma, to się nie działo wyłącznie na komediach Barei tylko naprawdę tak było. Dlatego wiele razy wolałam nie mieć, zrezygnować, nie prosić, nie wymagać.
Jakie to szczęście, że się czasy zmieniły.

10 komentarzy:

  1. Aj Klarko - przeciętny mieszkaniec tego kraju nei zywi się na co dzień po restauracjach, nawet co niedzielę wybiera mniej okazałe i zawsze to, niezaleznie od obycia jest pewien dreszczyk i podekscytowanie - z czegoż tu się tłumaczyć? :)

    Sama parę lat temu wygrałam w naszym trójmiejskim radio kolację w wytwornym lokalu i też się z A. zestresowaliśmy ;) Choćby takim drobiazgiem - ile zostawić napiwku, jak nie znamy kosztu? ;) A też sympatycznie wspominam, choćby dlatego, że pierwszy raz zobaczyłam wtedy A. w eleganckim ubraniu, a nie w glanach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. iimajka dokładnie to samo czułam, zrobiła się bardzo miła uroczystość właśnie dzięki tej oprawie, jego garnitur,fantazyjna koszula, mój makijaż i te szpilki;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z iimajką - rzadko kogo w tym zakichanym kraju stać na taki luksus by wyskoczyć często gęsto do drogiej restauracji na kolację, więc zupełnie się nie przejmuj :)
    A kobiet w sklepie nie rozumiem, bo ja bym nie poleciła nikomu czegoś w czym wygląda koszmarnie, chociaż miałam koleżanke, z którą kupiłam sobie spodnie, w których nie chodzę bo wyglądam w nich źle...

    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że kolacja się udała. Ja tych czasów nie pamiętam i dobrze, że minęły.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też miałabym wątpliwości, w co się ubrać, jak uczesać. Gdy jechałam na swoją pierwszą konferencję wraz z uroczystą kolacją w drogim krakowskim hotelu nie wiedziałam, co na siebie włożyć. Wiedziałam, że powinno być skromnie, ale elegancko; klasycznie, ale też nie standardowo. Koleżanka, która ze mną jechała w ogóle nie zwracała na to uwagi i dziwiła się, że ja zwracam. W końcu zauważyłam, że na konferencji wiele kobiet ma po prostu jakieś spódnice albo eleganckie ciemne spodnie a do tego bluzki - a ja byłam w czarnej sukience i szarej marynarce za 400zł; na bankiecie - większość w ogóle się nie przebrała, pozostali najwyżej zmienili górną część garderoby - a ja, jak głupek, w ołówkowej sukience, bolerku i szpileczkach... Człowiek niby wychowany a się nie zorientował, że to nie o to chodzi ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba tylko bardzo mało domyślni nieliczni mogli pomyśleć, że te wczorajsze obawy to było coś więcej od tremy :)
    Akurat ja jestem pewna, że oczywiście poradzisz sobie absolutnie wszędzie, gdzie się znajdziesz!
    Ważne jest to, co napisałaś - że trzeba się czasem odważyć, nie zrezygnować, skorzystać z okazji.
    W końcu tyle okazji przemyka nam koło nosa i nie jesteśmy w stanie ich wykorzystać!
    pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj:)
    Przez przypadek trafiłam do Ciebie i zaczytuję się..
    Bardzo mi odpowiada Twoje pisanie. I nie dziwię się ze wydałas ksiązke. Z przyjemnościa ją przeczytam :)
    Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja natomiast wiem,że nie wszystko złoto co się świeci. Lepiej czasem odmówić i zostać wiernym przede wszystkim sobie. Szacunek dla siebie jest uczuciem cennym a z narcyzmem niewiele ma wspólnego. Poza podmiotem.
    Powiem,że zamknełam oczy na trudne lata. Jesteśmy gdzieś po środku. Jeszcze trochę...

    OdpowiedzUsuń
  9. O ranciu, no chyba już Cię trochę znamy i dobrze odbieramy :) O jak miło wiedzieć, że panterek nie lubisz, oczywiście tych na własnej i innych skórach, a nie tych co sobie wolno biegają, w końcu to też koty :))) Ja też nie przepadam za takim wzorem na materiałach i nic nie posiadam.I masz rację, że trzeba korzystać z takich okazji, innych też. Ja po raz pierwszy w SPA byłam na zaproszenie( podwójne), które otrzymał mój mąż. Trzy dni w cudownym ośrodku dr Eris na Maurach. Pierwszy i jak na razie ostatni raz :) Z restauracji też bym chętnie skorzystała jeśli bym takie wygrała, a co! W końcu człowiek niby może sam, ale jak mu ktoś to oferuje, to przynajmniej się zmobilizuje i pójdzie, po to by cudnie spędzić czas. W domu przy blasku świec, z czerwonym winem pewnie też byłoby cudnie, ale inaczej. A samemu? no pewnie, że można, ale jak się ma podane na tacy? Nasze chęci czasem z lenistwem przegrywają, a tak szkoda byłoby nie skorzystać z okazji :)

    OdpowiedzUsuń
  10. gratuluję wygranej...ja nie lubie kolacji w restauracjach, a juz tyvch eleganckich ...tego nie ma w moim zakresie obowiązków...ale wygrać cos co przynosi przyjemnosc i pozwala czas spędzić z ukochanym meżem - zawsze warto

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz