sobota, 15 stycznia 2011

wspomnienia uczennicy 2

Po drugiej stronie knajpy był inny świat. Wchodziło się od strony lasu kuchennymi schodami. Po jednej stronie korytarza była kanciapa kierowniczki a na wprost kuchnia. Duże pomieszczenie, na ścianach i na podłodze kafelki, wydzielone obieralnia i zmywalnia, trzon kuchenny na węgiel, pod ścianami stoły do pracy. Czysto, w zmywalni bieżąca gorąca woda, wyparzacz do naczyń, w części produkcyjnej wyszorowane do białości deski, pniak do mięsa grubo posypany solą. Koło pieca stał gar z zakwasem na żur.
Szefową była kobieta, której głos pamiętam do dziś. Gotując śpiewała a mówiąc używała masy dziwacznie poprzekręcanych wulgaryzmów.
W pierwszy dzień praktyk spojrzała na mnie i zdecydowała – ja cię nauczę gotować, masz przychodzić na dwunastą i zostawać ze mną do wieczora, i mów mi Ciotka.
Do południa było gotowanie dla wszystkich, czyli byle jak, byle co, i słynna garmażerka na bufet. Tym wszystkim zajmowały się dwie panie, które kończyły pracę o drugiej i wraz z kierowniczką jechały do pobliskiego miasteczka, a ja z „Ciocią” zostawałam i dopiero wówczas zaczynały się czary. Produkty były trudno dostępne i na kartki, ja byłam tylko uczennicą więc nie obchodziło mnie, skąd one pochodzą, ale wiele z nich widziałam pierwszy raz w życiu.
Część z tych potraw trafiała dla nauczycieli, którzy mieli załatwione  bony i codziennie przychodzili albo jeść, albo zabierali obiady do domu. Knajpa prowadziła jakiś catering, o którym niewiele osób miało pojęcie. Normalnemu człowiekowi trudno się było przedrzeć przez salkę dla pijaków, gdzie była wiecznie mokra podłoga (nie chce pisać od czego), latały w powietrzu kufle i śmierdziało tak, że przechodząc trzeba było wstrzymywać oddech. Ale jak się już przedarł, to mógł zjeść całkiem przyzwoity obiad, jeśli tylko Ciocia uznała, że takiemu to warto dać pojeść bo wygląda na porządnego. I ładowała mu na talerz golonkę, której nie było w karcie, albo kotleta wielkiego jak dla drwala.
Często robiłyśmy dość wykwintne jak na tamte czasy potrawy, które zabierał ktoś samochodem. Drugim odbiorcą była ówczesna kucharka z plebanii, zamawiająca od czasu do czasu jakiś faszerowany schab czy zestaw rybny.
Gotowanie na płycie kuchennej opalanej węglem jest sztuką i najpierw musiałam się nauczyć, w którym miejscu co się gotuje i ile pod co sypać węgla. Bo taki rosół to musiał mrugać pół dnia, a polędwica to tylko jeb z jednej strony, jeb z drugiej strony, i gotowe! I tu się zacznę posługiwać dokładnie takimi słowami, jakich używała Ciocia, bo inaczej nie oddam atmosfery tamtych chwil.
Majonez to nic trudnego, trzeba tylko napierdalać w jedną stronę, bo jak przerwiesz to się zwarzy! Umiem robić majonez do dziś dokładnie taki, jak mnie uczyła Ciocia, nigdy nie kupuję, trzeba tylko umieć odpowiednio napierdalać.
Jak to mięso stłuczesz to na środek kładziesz  paciarę i robisz z tego takie kutasiki, a potem te kutasiki obtoczysz w mące i na gorący smalec, jak kiedyś zobaczę że smażysz je na czym innym to cię wygnam na praktyki do bufetu! Do tych kutasików robi się z ziemniaczanego ciasta jeszcze mniejsze chujki, takie mięciutkie, że jak się nie przypilnuje i przegotujesz chwilę dłużej to możesz z całym garem spierdalać do świń.
Bierzesz to wszystko, zwijasz razem w taki kondonek i ten kondonek musi pyrkać w rosole(galantyna z kury).
To się musi tak zawinąć, żeby z tego wyszła taka pizdeczka, jak się nauczysz byle jak gotować to wszystko będziesz mieć byle jakie, zwijaj aż się nauczysz!
Margaryną to se może kierowniczka posmarować chłopu koło cyki, omlety smaży się na maśle!
 Byłam zobowiązana do zachowania tajemnicy słowami – ty się tam nikomu nie chwal bo i tak ci nikt nie uwierzy, na praktyce powinnaś skrobać ziemniaki i zmywać gary, i myć podłogę w sali bufetowej!
Pisać dalej?

21 komentarzy:

  1. tak pisać dalej :)o tym i nie tylko :D
    pozdrawiam Józefina

    OdpowiedzUsuń
  2. owszem, ciągiem - z własnościowym wskazaniem , bo jak rozumiem o przeszłości (bliższej, dalszej)...i ksiedzu proboszczowi i plebanii - w sam raz na niedzielne wspominki.
    To raczej sztuka manewru - jak nauka jazdy a nie gotowania...

    OdpowiedzUsuń
  3. pisz, pisz,
    tak gotować to i ja bym się chętnie nauczyła
    napisała bym "aż ślinka cieknie" - gdyby to nie brzmiał w tym momencie lekko dwuznaczne
    Pozdrawiam Ela

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz, Klarko, pisz, a najlepiej znowu w formie książkowej, żeby można mieć zawsze pod ręką.
    Pozdrawiam ciepluteńko.

    OdpowiedzUsuń
  5. :-D Pisać, pisać! :))))))) uśmiałam się do łez, zawijasz tak, robisz tak i wychodzi to i to, no i ten majonez :)))) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisz pisz Klarko. Już się nie mogę doczekać.
    Pozdrawiam Daniel.

    OdpowiedzUsuń
  7. No pewnie że pisać dalej!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tu nie ma cenzury mam nadzieję - jedź dalej ;)
    Powiedziałabym, że apetyt rośnie w mairę jedzenia, ale w tych warunkach... lepiej pomyślę nad inną zachętą ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisz, oczywiscie. Co za slownik!

    OdpowiedzUsuń
  10. Pisz. Barwny język może pomóc w zapamiętaniu technologii. I jak widać pomógł Tobie, a teraz nadal pomaga Twoim czytelnikom.
    Ja miałem w wojsku takiego dowódcę. Gdy omawiał przepływ prądu w poszczególnych blokach radiostacji na schemacie ideowym, to prąd u niego nie płynął lecz zapier...
    Pozdrawiam
    PS.
    Gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  11. Wcale mnie te wulgaryzmy w wykonaniu Ciotki nie rażą :-) Ot, taka kolorystyka języka. Ciekawe, że niektórym osobom taki styl mówienia pasuje i nie oburza.

    Czekam na kontynuację :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. No piszże, piszże, Kobieto. To jest NAJPIĘKNIEJSZE z Twoich opowiadań!! A przy okazji - z domu wyniosłam granitową pewnosć, że mięcho smaży się na smalcu, a na oleju to ryby - i tak czynię po dziś dzień. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bezdomna poczułam wreszcie trochę swobody, mam ochotę scharakteryzować niektóre postaci z sali bufetowej,tylko wychodzi mi coraz więcej tekstu, dlatego nie wiem, czy tu nie nudzę i zadaję pytania czy pisać. O Staszku Kiszce, Dziku Charku, Królu Karpat i Lotce z Olszyn, chyba zrobię tak - nowy folder i ciurkiem;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakbym czytala opis wlasnej praktyki zawodowej :D Zaczynalam moja edukacje wlasnie w takiej :mordowni: a ze bylam jako barman kelner to pierwszy rok mialam miec praktyke na kuchni ale po dwoch miesiacach zostalam brutalnie przeniesiona z kuchni na sale bo jedna z kelnerek przsadzila z toastami i trzeba bylo ja zastapic :D ech stare dobre czasy przyznam szczerze , tak przeszlam swoista szkole zycia zawodowego i dalo mi to taka twardosc w pracy na dlugie lata :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. pisać pisać:)
    LiptonR

    OdpowiedzUsuń
  17. Pisz Klarko ,pisz .Czekam niecierpliwie i pozdrowienia z pięknego Łańcuta.

    OdpowiedzUsuń
  18. Klarko, jak nie opiszesz tych postaci (Staszka i innych) to zbuntuję naszą ekipę przeciwko Tobie ;-))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  19. Podoba mi się ta Ciocia razem z jej barwnym słownictwem! :))

    OdpowiedzUsuń
  20. Nareszcie jest co poczytać!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeśli chodzi o praktyki szkolne to nic sie nie zmieniło,nawet jest gorzej i dotyczy to różnych zawodow(

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz