piątek, 14 stycznia 2011

praktyka czyni mistrza, czyli wspomnienia uczennicy

Nie wiem jak teraz wygląda nauka praktycznej nauki zawodu w gastronomicznej szkole, ale napiszę Wam, jak wyglądała moja praktyka.
Trzy razy w tygodniu szłam do knajpy na popołudniową zmianę. Trzy razy, bo w tamtych czasach nie było wolnych sobót, więc nauka i praktyki były w systemie pół na pół.
Knajpa była miejscem, gdzie w jednej sali przy gołych stolikach siedzieli albo leżeli z twarzą w galaretce drobiowej nawaleni faceci, a w drugiej części stoliki były przykryte obrusami i tam się podawało jedzenie. Bufet był przy drzwiach wejściowych i bufetowa kierowała ruchem pytając gości wprost – do konsumpcji czy na obiad? Bo nie można się było napić bez konsumpcji, a obiad bez picia można było zjeść! Jeśli pytanie kogoś zmyliło i zamawiał schabowego w sali dla pijaków to kelnerka i tak go przesadzała na drugą salkę, „bo przy tych obrzygańcach jeść się nie da.” Raz na jakiś czas kelnerka z bufetową wywoziły najdłużej śpiącego pijaka na krześle, na którym drzemał, na schody i tam albo walił się do rowu i spał albo zaopiekowali się nim koledzy. Czasem też po tych pijaków przychodziły żony albo matki i to był prawdziwy dramat, bo matka prała  syna w pysk i krzyczała – w tej chwili do domu pijaku! Natomiast żona często sama dostawała w twarz i uciekała, a gonił ją krzyk męża – do domu w tej chwili! Pijak do wódki musiał zamawiać jedzenie, do piwa też, ale do piwa wystarczyły koreczki serowe albo połówka jajka na twardo posypana papryką, a do wódki się należała galaretka albo fasolka po kretyńsku. Te zakąski były przechodnie bo oni ich nie jedli i wystarczyło, że bufetowa otrzepała te koreczki z popiołu albo obtarła serwetką i znów szły do gościa. Nawet lepiej że nie jedli bo knajpa była mniej obrzygana od środka i na zewnątrz. W knajpie nie było toalety, ubikacje były tak z 50 m od budynku, bez wody i bez umywalki. Pijacy zwracali się do bufetowej i do kelnerki z wyszukaną uprzejmością – pani kierowniczko, skarbie jedyny, gwiazdeczko najpiękniejsza w całej wsi i takie tam komplementy.
W takie miejsce trafiłam uczyć się gotować.
Pisać dalej?

16 komentarzy:

  1. No jasne, że pisać ciekawość mnie zżera :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A... to stąd ten dowcip o galarecie - co się trzęsiesz, i tak cię nie zjem ;)

    Matko jedyna, jeden taki bar stoi u nas do dziś - znaczy może sanepid tam bardziej pilnuje, ale wystrój i zachowania zostały...
    Mąż uwielbiał zapraszać tam kolegów co pierwszy raz do nas przyjechali - "na wspominki" ;)

    A pytanie na samym końcu... mówią, że nie ma głupich...;)

    OdpowiedzUsuń
  3. iimajka a chodzili tam na obiad czy konsumować?

    OdpowiedzUsuń
  4. A pewnie, że pisać! Dobre pisanie nie jest złe.

    OdpowiedzUsuń
  5. No pewnie, pisać pisać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Klarko! :) Pisz dalej! :) ps. "ciekawe" miejsce do nauki i do tego te przechodnie zakąski :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. A teraz głupie ludzie narzekają, że w McDonald's im wczorajszego '' hamburgiera'' podadzą.... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czy nauczylas sie tam gotowac , ale PRL-owska szkole zycia mialas na pewno.
    Urszula

    OdpowiedzUsuń
  9. No jak nie ,jak tak.Oczywiscie że pisać!

    OdpowiedzUsuń
  10. Pisać:) a co do standardu to po dziś dzień są takie pseudo bary, w których zupę podaję się przepraszam za wyrażenie z palcem w talerzu, a golonka jest tak twarda, że widelca nie wbijesz, czasy się zmieniły, ale standardy zostały :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przykra sprawa.
    Pomimo wrażenia, że to mi kradnie czas- to jednak ma dla mnie czar...Za brak fantazji w kuchni - nawet nie chce się gębusi otwierać. To pokutna wersja minionych lat.
    Mam nadzieję, że przyjdzie czas ruszyc te pokłady,które drzemią od lat i najwcześniejszych próbek rzeczywiscie dobrej kuchni. Nie raz chciałoby się zapytać co ty też tam dosypujesz, że tak wyśmienicie smakuje a p. X czy Y gotując od lat nie umie tej nuty osiągnąć. Są takie dania, jak i niestety miejsca gdzie jedzenie się nie liczy...bo oni tam dla towarzystwa albo napitku.
    Z tym,że dobry alkohol też wymaga znajomości tematu, niekoniecznie ilości.
    PS Ja poproszę c.d.

    OdpowiedzUsuń
  12. Klarko, w moim rodzinnym mieście były takie restauracje - kropka w kropkę :-)))
    A w pewnej wsi, gdzie zdarzało mi się jako dziecku wakacyjnie bywać - istniała gospoda. Omatkobosko. To dopiero była trauma i ekstremalna szkoła przetrwania :-)))

    Pisz, pisz :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. konsumować - części obiadowej nie ma ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Niezłą szkołę życia przeszłaś Klarko!

    OdpowiedzUsuń
  15. Myślę, że coś mogę powiedzieć na ten temat jak to wszystko dzisiaj wygląda. Sam chodzę do Technikum o profilu gastronomicznym. Moja klasa składa się z dwóch kierunków: technik kelner oraz technik organizacji usług gastronomicznych. Jednak bez względu na grupy byliśmy podzieleni na dwie części, po trochę z tej grupy i trochę z tej i wysyłali nas na 6tygodniową praktykę do dwóch hoteli. Jeden czterowgiazdkowy, drugi trzygwiazdkowy. Wyraźnie więc można zaobserwować jaka jest różnica między dzisiaj a wcześniej. Robiliśmy praktycznie to wszystko co normalni pracownicy, więc cały czas byliśmy pod okiem i przez to własnie możemy najlepiej się nauczyć zawodu. teoria jest ważna, której się uczymy w szkole a i tak praktyka jest ważniejsza.
    I czekam na więcej na ten temat, interesuje mnie to zważywszy na mój zawód :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz