niedziela, 26 grudnia 2010

cudowne nawrócenie

Kiedy już wszyscy najedli się tak, że o mało nie wybuchli, zaczęli kolędować. Po pięciu minutach Heniek uciszył rodzinę i zapowiedział, że albo przestaną wyć albo on wyjdzie z domu, bo znów sąsiedzi wezwą policję na Heńka, że się bydlak znęca nad rodziną nawet w święta! Nie chcieli się uciszyć, wobec tego Henio wziął kurtkę, trochę makowca do kieszeni i wyszedł w ciemną noc.
Szedł, w głowie kręciło mu się od świeżego powietrza i nie wiedział czy to zwidy, czy działanie makowca, w każdym razie zobaczył oświetlony kościół i najpierw pomyślał, że może się coś stało ale przypomniał sobie, że jak był dzieckiem, to w wigilię chodziło się w środku nocy do kościoła, nie pamiętał już po co, może święcić makowiec albo coś w tym rodzaju. Wszedł i wszystko sobie przypomniał. Na środku było pusto, ale z samego przodu była scena. Tym razem udekorowana choinkami, tak jak wszędzie, nawet z marketów ta moda  tu przyszła, a mówią, że kościół niereformowalny!
Po bokach ławki, nad ławkami flagi jak na meczach, tyle że bogatsze, wiadomo! Nawet ta czarna  piracka z kościotrupem była ze złotym haftem, wypas. Po bokach stało kilka kiosków nie-kiosków, sam nie wiedział, może to był jaki kiosk, w jednym z nich siedział facet ubrany na czarno i wyglądał, jakby mu brakło papieru a może siedział tam za karę, co sugerowały  kratki na wysokości twarzy tego człowieka. 
Heniu rozglądał się a tymczasem zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi, zapaliły się światła, ludzie siadali w ławkach według swoich sektorów, ten pod flagą z kobietą w koronie był dla kobiet, ten z łysym facetem z dzieckiem na rękach chyba dla mężczyzn, a dzieci szły do przodu, żeby jak najwięcej zobaczyć z tego przedstawienia. Zagrała muzyka, zabrzęczały dzwonki, na scenę wszedł człowiek ubrany w kolorową sukienkę, razem z nim kilku chłopców przebranych za anioły czy coś w tym rodzaju, zrobiło się jasno, uroczyście, wszyscy jak jeden mąż śpiewali i choć Heniowi ta pieśń była znana bo słyszał ją od miesiąca nawet w galerii w toalecie to jednak tu brzmiała inaczej, aż mu się zrobiło słabo z tej radości świątecznej, i gdy tłum jednym głosem zakrzyknął gromko „bydlęta klękają” Henio padł na kolana i zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. I tam, klęcząc jak bydlę pod piracką flagą, obiecał sobie, że już się w wigilię makowca nie tknie.

11 komentarzy:

  1. prędzej ten łomot flagi podciął osobnika - za samo niepanowanie nad zaproszoną gawiedzią ...należało się.
    Pomiędzy sensem a szopką. Jak na razie to szopka wiedzie prym. W kraju jakżeby inaczej niż katolickim. Tylko nieco zaślepionym.
    PS Widać uprzejmosci miedzyblogowe. Tylko czy potrzeba nam aż tak winnych słów. Szczególnie w takich dniach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Można i tak. Genialność swoją drogą.:-)
    Ellana

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja czekam na opowieść o łopacie z gwiazdą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam ale nie rozumiem dlaczego moje komentarze zostały usunięte. To jest nie fair w stosunku do innych osób komentujących ten blog.
    Miaukotka

    OdpowiedzUsuń
  5. Polska Realność życie... pięknie ujęłaś urok świąt w wielu domach, a ja osobiście pewnego wigilijnego wieczoru spacerując po osiedlu słyszałam, Pana Domu który Wigilijnie bił swoją rodzinę.....

    OdpowiedzUsuń
  6. No to wpadłam...jak śliwka do śliwowicy brandy plum. Z takim Ip.dobrze że chociaż numer stanika się nie wyświetla albo oceny z zaliczeń...komentarze już zciągnięte.
    Miaukotka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę, Klarko, wciąż zapominam, że masz ten drugi blog. Jak sobie go zaraz nie wklepię w ulubione, to znowu mi gdzieś uleci :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że trafił tam gdzie śpiewają i padają na kolana. Dobrze też się stało, że go olśniło. To Twoja zasługa Klarko

    OdpowiedzUsuń
  9. Klarko- wzruszyłam się, ot co...dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. dobre))) a świętojebliwi niech nie czytają

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz